Według medialnych pogłosek, zawodnicy nie otrzymali premii za awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Becali tłumaczy całą sytuację ogólną złą kondycją finansową Rumunii, a także tym, że nie doczekał się zwrotu pokaźnych pożyczek udzielonych wielu sławnym osobistościom świata piłki i polityki. W środę charyzmatyczny włodarz Steauy spotkał się z byłym trenerem jego klubu, obecnie pracującym w Arabii Saudyjskiej - Cosminem Olaroiu w celu ustalenia terminu spłaty długu w wysokości 2 milionów euro. Na liście jego dłużników figuruje również m. in. prezydent lidera rumuńskiej ekstraklasy Unirei Urziceni, Dumitru Bucsaru. Becali ogłosił publicznie, iż do dnia 1 stycznia 2009 roku czeka na zwrot wszystkich należności. Potem ma podjąć inne kroki... Tymczasem rumuńskie media donoszą o zamierza sprzedania klubu przez Becaliego za 80 milionów euro, czemu on sam zaprzecza. - Steauę noszę w sercu i tak będzie z moimi wnukami oraz wnukami ich wnuków - zapewnił w patetycznym tonie człowiek, z którym w Rumunii musi się liczyć każdy. Główną przyczyną deficytu w budżecie Becaliego ma być jego działalność polityczna. Zainwestował on spore sumy w swoją kampanię, celem której było i jest miejsce w parlamencie. Zapowiedział, że w przypadku przegranych wyborów do Izby Deputowanych (30 listopada) wycofa się ze świata polityki. Jego kontrkandydatką jest równie wpływowa Oana Mizil.