Ta krótka, sucha notatka nie może być bardziej odległa od skomplikowanej przeszłości rywala Adamka w najważniejszym w karierze pojedynku. Przez większą cześć swojego życia Paul Briggs miał więcej do czynienia z brutalną przemocą tajlandzkiego pięściarstwa i zorganizowanej przestępczości w Australii i Japonii niż z profesjonalnym boksem. PAUL: KICKBOXER Pual Briggs nigdy nie chciał być bokserem. Kiedy skończył sześć lat, znudziło mu się oglądanie filmów z Brucem Lee i chcąc być jak najdalej od pełnego przemocy i gwałtu domu (opisuje to w swojej książce "Heart, Soul, Fire"), spędzał czas przyglądając się ćwiczącym karate i kickboxing w pobliskim klubie. Paul zaczął trenować mając lat 11. Wyładowując nagromadzony gniew i bezsilność na rywalach, szybko przerzucił się na najbardziej brutalną, tajlandzką odmianę kickboxingu. Cztery lata później przechodzi na zawodowstwo, a dwa lata później - nie przegrywając ani jednej walki - wyzywa na pojedynek legendarnego mistrza Jomhod "Króla Ringu" Kiatadisaka o tytuł World Kickboxing Association. Walka odbywa się w Bangkoku, Briggs przegrywa i jeszcze w ringu obiecuje Jomhodowi, że następnym razem, kiedy się spotkają, to on będzie zwycięzcą. "Król Ringu" podejmuje wyzwanie, nawet proponując Briggsowi wspólne treningi. "Już nie wróciłem do Australii. Zostałem w Bangkoku" - mówi Briggs. "Przez następne dwa lata trenowałem siedem dni w tygodniu, dwa razu dziennie, bez jednego dnia odpoczynku. Trenowałem z ludźmi nie znającymi ani słowa po angielsku, w kraju, gdzie życie ludzkie nie znaczy dosłownie nic. Jednego wieczora wracaliśmy z baru z kilkoma kolegami, kiedy między dwójką z nich rozpoczęła się bójka o paczkę papierosów. Skończyło się na tym, że po minucie czy dwóch, jeden wyjął pistolet i strzelił drugiemu w głowę. Wszystko to działo się metr ode mnie, Najgorsze było to, że nikt z naszej paczki nie zwrócił na incydent specjalnej uwagi. Tak jakby nic się nie stało. Chciało mi się tym wszystkim rzygać, chciałem wrócić do domu. Ale to byłoby przyznanie się do słabości". W wieku 19 lat, Briggs otrzymuje szansę rewanżu i po brutalnej walce pokonuje "Króla Ringu" w jego rodzinnym Bangkoku. Po zdobyciu tytułu WKA Briggs wygrywa 56 kolejnych walk, zostając jednym z najlepszych kickbokserów w historii tego sportu. "Po dwóch latach wygrywanie mi się znudziło. Nie miałem już przed sobą żadnego celu" - mówi Briggs. PAUL: DISC JOCKEY, BANDYTA, HANDLARZ NARKOTYKAMI - Paul, czy masz doświadczenie w strzelaniu z pistoletów? - Nie na strzelnicy... - Dobrze strzelasz? - Zdarzało mi się trafiać w różne cele. - Na przykład w jakie? - W różne. - Strzelałeś gdzieś wokół rodzinnego Brisbane? - Nie. - To w końcu gdzie strzelałeś? - Nie chciałbym o tym zbyt wiele mówić. - Ale nie rabowałeś ludzi z bronią w ręku? - Nikt mnie nigdy nie skazał... Na strzelnicy, posługując się znanym z filmów Clinta Eastwooda "magnum .357", w ciągu kilkudziesięciosekundowej sesji Briggs zdobywa 41 z 60 możliwych punktów. Nieźle jak na kogoś, kto znudził się kickboksingiem, przerzucając się na bycie DJ-em w klubach techno od Sydney do Tokio. "Chciałem całkowicie zmienić swoje życie, ciągle czegoś szukałem. Zacząłem obracać się w kręgu ludzi muzyki techno. Szybko okazało się, że daję sobie radę jako DJ w klubach, a potem jako producent - mówi Briggs. "Ale i tak ciągle mi czegoś brakowało. Ciągle miałem w sobie agresję, z która nie wiedziałem co zrobić. Wszyscy mnie znali jako kickboksera, więc dostawałem propozycje, by 'wyprostować' jednego czy drugiego. Był alkohol, branie i sprzedawanie narkotyków... Za którymś razem wziąłem pieniądze za 'zlecenie'. Był ten raz, były następne. Przyjaciele padali jak muchy - od narkotyków i kul. Byłbym jedną z tych ofiar, gdyby nie boks i coś w co wreszcie uwierzyłem - że mogę być znowu mistrzem świata". PAUL: DEPRESJA Po przegranej walce z Tomaszem Adamkiem, jeszcze w Chicago Briggs chciał zakończyć nie tylko karierę. "Nie rozumiałem dwóch rzeczy - tego, jak to możliwe bym przed najważniejsza walką w moim życiu był tak słabo przygotowany psychicznie i tego, że przegrałem" - mówi Australijczyk. "Popadłem w kliniczną depresję, myślałem nawet o samobójstwie. Wiedziałem, że to moja wina. Że to ja przegrałem, zanim wyszedłem na ring. Teraz jest inaczej. Mam nadzieję, że lekarze pocerowali już twarz Adamka po ostatniej walce. Czas na nowe rany". Przemysław Garczarczyk