Każda dyscyplina sportu wiąże się z posiadaniem określonych predyspozycji. Nie wszystko da się wytrenować. Czy do tych kwestii należy też siła charakteru? Tej młodej Niemce z pewnością jej nie brakuje. 19-letnia dzisiaj dziewczyna nie tylko zdołała podźwignąć się po drastycznie wyglądającym wypadku na torze samochodowym, ale również pokazać, że przypisywanie stereotypowych cech jest nie w porządku względem kobiet kierowców. Do potwornego wypadku doszło w 2018 roku podczas Grand Prix Makau. Puchar Świata F3, czwarte okrążenie, na liczniku 275 kilometrów na godzinę i nagła utrata panowania nad pojazdem. Samochód Sophii Floersch wybił się w powietrze, a następnie wbił w metalowe ogrodzenie. To była sekunda, podczas której Niemka mogła stracić życie. Dziewczyna przeszła 11-godzinną operację, a sam wypadek stał się traumą dla jej rodziny, która nerwowo oczekiwała na każdą wiadomość. Sama oprócz tego, że zdołała wyjść z tego w jednym kawałku, postanowiła powrócić na tor. Można by było nazwać to szaleństwem lub brakiem odpowiedzialności. Ta młoda sportsmenka miała jednak w głowie jeden konkretny przekaz. "Gdybym powiedziała "nie", że nie wrócę, wiele osób obwiniłoby mnie za to, że jestem kobietą. "Och, ona nie jest wystarczająco twarda", powiedzieliby. "Typowa dziewczyna". Zaszkodziłoby to nie tylko mnie, ale także roli kobiet w sporcie motorowym. Nadal jest wielu, którzy nie ufają kobietom, że są tak szybka, jak mężczyźni, że jest tak twarda lub uparta. Z tym walczymy i próbujemy to udowodnić. Jest coraz lepiej. Czuję, że ludzie traktują mnie teraz z większym szacunkiem" - powiedziała Sophia Floersch w "The Telegraph". 19-latka w ubiegłym roku powróciła na ten sam tor. Decyzję o tym, że znów wsiądzie do samochodu, podjęła kilka dni po operacji. "Operację miałam w poniedziałek, a w czwartek mój tata zapytał mnie po raz pierwszy, czy chcę kontynuować, czy się boję. Dla mnie to było jasne. Nie myślałam o rezygnacji. Kiedy wróciłam do domu, moja mama również zobaczyła, że o to walczę, że to moje życie. W końcu to ja prowadzę i chociaż zawsze mogę mieć pecha, to ja mam nad wszystkim kontrolę. Kiedy moja rodzina po raz pierwszy od wypadku zobaczyła mnie w samochodzie, zauważyli, że się uśmiecham. Zaufali mi. W tym momencie zniknęły wszystkie złe odczucia" - wyznała sportsmenka. W 2020 roku Floersch otrzymała nagrodę za światowy powrót roku w plebiscycie Laureus World Sport Awards. Dzisiaj jest inspiracją i wie, że po takich przejściach nie może się już poddać. Wypadek na jej ciele nie pozostawił żadnych blizn. Ma jednak kilka śrub w szyi oraz tytanową płytkę, która uniemożliwia jej wykonanie pełnego ruchu głowy. Co jednak najistotniejsze, nie nosi w sobie żadnej dokuczającej zadry psychicznej. "Moja popularność znacznie zwiększyła się z powodu wypadku. Zawsze będę dziewczyną, która miała wielką kraksę. Ludzie interesują się tym, na jakim miejscu skończę. Albo to, albo tylko sprawdzają, czy przeżyję" - stwierdziła z humorem Niemka. Sportsmence nie podoba się sposób, w jaki W Series chce włączyć następną kobietę do F1. Twierdzi, że nie jest to w porządku. Jej zdaniem zaoferowane samochody są wolniejsze niż najlepsze pojazdy w F3. 19-latka ma w sobie jednak wystarczająco dużo pokory i chce uczyć się od najlepszych. "Uwielbiam sporty motorowe i chcę konkurować z najlepszymi. Chciałbym, żeby było inaczej, ale niestety to mężczyźni są lepsi. Dlatego chcę wygrywać i przegrywać z nimi, uczyć się od nich" - dodała szczerze Sophia Floersch. AB