"Najtrudniejszym biegiem był półfinał z Rosją. Nie kalkulowałyśmy, bo myśląc o zwycięstwie trzeba było popędzić od początku. Zresztą jako wicemistrzynie globu i wiceliderki Pucharu Świata wiedziałyśmy, po co tutaj przyjeżdżamy" - powiedziała Złotkowska. Oprócz niej w składzie były też Katarzyna Bachleda-Curuś, Natalia Czerwonka i - w finale - Katarzyna Woźniak. Występ tej ostatniej był szczególnie ważny, bowiem jako rezerwowa mogła otrzymać medal tylko w przypadku uczestnictwa w przynajmniej jednym biegu. "Bardzo istotne, że medale są cztery, że nikogo tym razem nie pominięto. Wszystkie możemy się cieszyć z tego sukcesu" - dodała Złotkowska, nawiązując do brązowego "krążka" sprzed czterech lat w Vancouver, którego nie otrzymała wówczas Czerwonka. Powód? Ani razu nie startowała. W Soczi trener Krzysztof Niedźwiedzki chciał wynagrodzić wszystkie podopieczne. W finale "Biało-czerwone" spotkały się ze świetnym zespołem Holandii. Polki zdawały sobie sprawę, że na dziś nie są w stanie z nim konkurować. "Tak naprawdę nie było szans powalczyć o złoto. A to, że dziewczyny od ośmiu lat trenują razem sprawiło, że wystawiłem Kaśkę Woźniak. Byłoby nieelegancko, gdyby nie dostała szansy i oczywiście medalu olimpijskiego. Ale dziewczyny nie mogły sobie pozwolić na jakiś błąd, upadek itd." - przyznał szkoleniowiec, który wcześniej pracował z męską kadrą. Polsko-holenderski finał wyśniła Złotkowska. Polskie łyżwiarki przegrały dużo bardziej zdecydowanie, niż w potyczce o złoto zeszłorocznych MŚ, ale i tak były szczęśliwe. "Moim talizmanem okazały się okulary w żółtym kolorze, wpadającym w złoty. Zakładam je tylko na najważniejsze imprezy. A jeśli chodzi o sen, on się spełnił, byłyśmy w wielkim finale" - dodała. Znakomicie w Adler Arenie spisali się polscy panczeniści, którzy sięgnęli po brąz. To powtórka z MŚ w Soczi. "Nigdy się tak nie cieszyłem przekraczając linię mety. Pokazaliśmy, że stać nas na bardzo dobre wyniki, mimo że nie mamy gdzie trenować. Przecież przed igrzyskami pracowaliśmy na mrozie i w porywistym wietrze na warszawskich Stegnach. Cały świat trenuje inaczej. Kiedyś powiedziałem, że czuję się jak bobsleista z Jamajki i tak faktycznie jest" - podkreślił Szymański, prywatnie związany ze Złotkowską. Na długim torze, poza medalami w drużynówce, Polacy wywalczyli jeszcze złoto - na 1500 m triumfował Zbigniew Bródka.