Jej konkurencja, zaliczana do narciarstwa dowolnego, polega na ściganiu się na trasie złożonej ze skoczni, band, garbów i klasycznych slalomowych bramek, tzw. rolerów oraz klasycznych skrętów gigantowych. Co się zmieniło od 2010 roku, tj. od igrzysk w Kanadzie, gdzie zajęła pani 16. miejsce? Karolina Riemen-Żerebecka: Najważniejsze, czyli poziom sportowy. Jest on dużo wyższy niż w Vancouver. Wtedy plasowałam się na 30. pozycji w klasyfikacji Pucharu Świata, dziś jest to 10.-11. lokata. Teraz zdecydowanie lepiej się przygotowałam. Oczywiście, jestem także dużo bardziej doświadczoną zawodniczką. Mam nadzieję, że będzie miało to wszystko przełożenie na lepszy wynik. Nie chcę mówić jaki, bo skicross to nie biegi narciarskie, w których wykładnikiem są czasy. Konkurencja jest większa niż na poprzedniej olimpiadzie? - Kilka zawodniczek zrezygnowało z jazdy lub zakończyło kariery, ale pojawiało się wiele nowych, o sporych możliwościach i umiejętnościach. Dlatego z każdym rokiem jest trudniej. Ale ja też nie stoję w miejscu, tylko się poprawiam. W tym sezonie dwa razy zajmowała pani ósme miejsce w PŚ. Z takiego rezultatu będzie pani zadowolona w Soczi? - Z pierwszej ósemki byłabym zadowolona, w mistrzostwach świata w amerykańskim Deer Valley byłam szósta. Aspiracje mam jeszcze wyższe. Chce pani tak zaskoczyć, jak panczenistki przed czterema laty, kiedy zdobyły brąz w biegu drużynowym? - Medal jest realny i mam nadzieję, że będę "czarnym koniem" polskiej reprezentacji. Przecież w zeszłym roku byłam na najniższym stopniu podium PŚ w Aare. W tym trzykrotnie plasowałam się w czołowej dziesiątce. W tym roku nie miałam szczęścia podczas losowania rywalek w czwórkach, bowiem często trafiam na te najmocniejsze. One jadą wolniej w kwalifikacjach, są na dalszych pozycjach i tak się składa, że "wpadamy" na siebie na początku zawodów głównych. Sezon przedolimpijski był lepszy w pani wykonaniu. - To tylko kwestia szczęścia w losowaniu. Forma jest dobra, nie czuję się gorsza od konkurentek. Na zdrowie nie narzekam. W Polsce nie można trenować skicrossu, dlatego jeżdżę za granicę, ale to nie kłopot. Oglądając zmagania w skicrossie odnosi się wrażenie, że jesteście akrobatkami. - Może nie akrobatkami, ale często do treningów wdrażane są elementy tego sportu, a nawet mamy specjalne zgrupowania akrobatyczne. Musimy być odważne, ponieważ sporo czasu spędzamy w locie. Wiemy jak się zachowywać, jakie mięśnie wtedy uruchamiać. Dalej jeździ pani na motocyklu crossowym i ściga się z mężem, trenerem skicrossu? - Mam taki motor idealny do nauki, z niewielkim silnikiem o pojemności 150 ccm. Chciałabym jednak móc troszkę bardziej "poszaleć", oczywiście w granicach rozsądku, dlatego planuję zakup mocniejszego jednośladu. Lubię sporty ekstremalne, np. wspinaczkę lub zjazd rowerowy. Najczęściej można nas spotkać w Zakopanem i Lądku-Zdroju. Na razie można oglądać panią w akcji w Soczi. Trasa skicrossu jest bardzo trudna? - Wymagająca - to najlepsze określenie. W tamtym roku brakowało śniegu, więc warunki do rywalizacji na igrzyskach były inne. Ale podobała mi się, dobrze się czułam.