Przeprowadzka z reprezentacją do ulubionego Krakowa, mecz z ekipą z Krainy Kangurów, a później stół operacyjny - tak wyglądają najważniejsze punkty harmonogramu w życiu selekcjonera reprezentacji Polski Franciszka Smudy. Franz po remisie z Ukrainą żałował straconego w ostatnich sekundach gola, ale widoczna poprawa stylu gry mogła go nieco uspokoić. Na tle Ukrainy wypadliśmy dobrze w ofensywie i o wiele solidniej niż w poprzednich spotkaniach w defensywie. Głównie Jakub Błaszczykowski, ale też Ireneusz Jeleń, a momentami Sławomir Peszko wygrywali pojedynki stwarzając przewagę na połowie rywala. W odbiorze imponowali Rafał Murawski i Tomasz Bandrowski, który na dodatek poprawił dokładność podań. Jeleń zaczął ospale, ale zadanie wykonał - przerwał trwającą w reprezentacji pół roku (od marcowego 2-0 z Bułgarią) strzelecką niemoc. - Kontuzji Bandrowskiego bardzo żałuję. Gdyby on wytrwał do końca, to nie stracilibyśmy tego gola w ostatniej sekundzie - zarzekał się Franz Smuda. W poprzednich meczach z Kamerunem i Hiszpanią byliśmy bezproduktywni w ofensywie. W sobotę w Łodzi Orły wypracowały pięć-sześć stuprocentowych okazji. - Kilka akcji opartych na podaniach z pierwszej piłki otworzyło drogę do bramki rywala. Sam Irek Jeleń mógł strzelić ze cztery gole i od razu zostać królem strzelców sparingów - komentował trener Orłów. - Napastnicy zazwyczaj są egoistami, czasem mogliby podać i skorzystałaby na tym drużyna, ale nie ma się co na to obrażać. Niech próbują, w końcu zacznie im "wchodzić"! Franz planuje, by przed Euro 2012 trenerem napastników uczynić "Łowcę bramek", Tomasza Frankowskiego, który znakomicie spisuje się pod skrzydłami Michała Probierza w Jagiellonii Białystok. Chce, by "Franek" popracował nad formą atakujących. Spotkanie z Ukrainą pokazało, że nie tylko ze skutecznością mamy kłopoty. Zdarzały się momenty, w których ciężko było odzyskać piłkę, w środku boiska powstawały dziury i Ukraińcy wykorzystywali je oddając groźne strzały z dystansu. Najważniejsze, że Smuda rozpoznaje chorobę i wie, jak ją wyleczyć. - Po stracie piłki za późno organizujemy jej odbiór. Musimy to robić dużo, dużo wcześnie. Na razie po tym, jak przeciwnik przejmie piłkę, to zostawiamy mu czas na jeszcze lepsze nad nią zapanowanie. To się musi zmienić - wskazuje trener Polski. Kto wie, czy największym pozytywem spotkania z Ukrainą nie był debiut Sebastiana Boenischa. Z obsadą pozycji lewego obrońcy wszystkie polskie kluby mają olbrzymi problem, a to przekłada się na drużynę narodową. Defensor Werderu nie odzyskał jeszcze pełni formy po kontuzji, ale z każdym meczem rozegranym w Bundeslidze i Lidze Mistrzów jego wartość będzie rosła. Boenisch już teraz dzielnie radzi sobie w tyłach, ma też znakomite warunki fizyczne, nieźle gra głową i może być wzorem atakującego po skrzydle obrońcy. Te jego wycieczki w następnych meczach mogą przynieść pożytek. To niewątpliwie zasługa Franza Smudy, że tej klasy piłkarza udało się przekonać do gry dla Polski. Wcześniej Smuda - wspólnie z Lukasem Podolskim - nakłonili do założenia koszulki z orłem na piersi utalentowanego napastnika FC Koeln Adama Matuszczyka, który za niespełna dwa lata podczas Euro 2012 może być wzmocnieniem reprezentacji. Smuda nie ustaje w poszukiwaniach następnych talentów. Wkrótce wyruszy do Niemiec na obserwowanie utalentowanego piłkarza Sebastiana Tyrały (ma 22 lata, grał w młodzieżówce Niemiec, a teraz występuje w ataku VfL Osnabrueck). Najpierw jednak Fanz wyląduje w szpitalu, gdzie odda się w ręce lekarza kadry Mariusza Urbana, by poddać się artroskopii. - Będę miał czyszczenie prawego kolana - wyjaśnia Franz, który wie dobrze, że bez sprawnych kolan nie ma sprawnych treningów. - Tyrałę zobaczę przy okazji wizyty na meczu Schalke - Borussia Dortmund (19 września - przyp. red.) - planuje Franciszek Smuda. Michał Białoński