Lech ma ambitne plany w Pucharze UEFA. Włodarzom klubu marzy się awans do rozgrywek grupowych. Po wyeliminowaniu azerskiego Chazara Lenkoran (1:0 i 5:0), los przydzielił poznaniakom rywala ze znacznie wyższej półki. Grasshoppers to 27-krotny mistrz Szwajcarii, ale bez większych sukcesów w Europie. Do tegorocznych rozgrywek Pucharu UEFA Szwajcarzy awansowali poprzez Puchar Intertoto, eliminując po drodze albański Besa Kavaje (2:1 i 3:0) oraz bułgarski Czernomorec Burgas (3:0 i 1:0). - Wiele osób mówiło, że dobrze wylosowaliśmy, ale ja nie tak nie uważam. To trudny przeciwnik, na poziomie średniaków z Bundesligi - Arminii Bielefeld czy Energie Cottbus. Ale oglądając mecze Szwajcarów, uważam, że moi piłkarze znacznie szybciej biegają. Ważne, żeby na boisku równie szybko myśleli - stwierdził Franciszek Smuda. Asystent Smudy, Marek Bajor miał okazję oglądać na żywo ostatnie spotkanie ligowe "koników polnych" z FC Zurych, zakończone remisem 2:2. Grasshoppers od 38 minuty grał z przewagą jednego zawodnika, a w końcówce nawet dwóch. Nie potrafił jednak tego wykorzystać. - FC Zurych wyrównał w 94 minucie z rzutu karnego. Co ciekawe, Grasshoppers niedawno grał z FC Sion. Wygrał wprawdzie 3:1, ale grając w liczebnej przewadze, stracił bramkę. A takie sytuacje też dają do myślenia -powiedział Bajor. Jego zdaniem mocne punkty Szwajcarów to pomocnicy Davide Calla i Senad Lulić oraz środkowy napastnik Raul Bobadilla. Sztab szkoleniowy ma jednak powody do zmartwień. Niespodziewana porażka w lidze z GKS Bełchatów 2:3 uwidoczniła spore niedociągnięcia gry Lecha w defensywie. Na domiar złego trójka obrońców - Dawid Kucharski, Marcin Kikut i Ivan Djurdjević nie jest jeszcze w pełni zdrowa. Smuda przed meczem szczególny nacisk kładzie na koncentrację. "Takich błędów, jak w meczu z Bełchatowem nie możemy już popełnić. Ale może i dobrze, że przyszedł zimny prysznic, bo nie będziemy się już tak "napianać " - podkreślił trener Lecha. Dużym zainteresowaniem cieszą się bilety na mecz z Grasshoppers, które są tańsze od wejściówek na ligę. - Do wtorku rozeszło się ponad 10 tysięcy biletów. Jeśli sprzedaż utrzyma się na takim poziomie, to w czwartek spodziewamy się kompletu publiczności - przyznał Michał Lipczyński, dyrektor marketingu Lecha.