Wzorem dla Euzebiusza jest jego ojciec Włodzimierz, który dwa razy wygrał ten plebiscyt. "Powiedzmy sobie jasno jedną rzecz - nie jestem lepszy od mojego taty. To, co on zrobił, jest niesamowite - zajął trzecie miejsce w mistrzostwach świata. Mam więc dla niego duży respekt" - tłumaczy młodszy ze Smolarków. Ojciec nie zgadza się ze swoim synem. "Moim zdaniem chłopak przerósł mnie piłkarsko" - stwierdził po wygranym meczu z Belgią 2:0, w którym Euzebiusz strzelił obie bramki i który zadecydował o awansie reprezentacji Polski do finałów Euro 2008. W ogóle eliminacje do tej imprezy były popisem "Ebiego". Strzelił w nich dziewięć goli, w tym dwie Portugalii w zwycięskim spotkaniu 2:1 na Stadionie Śląskim z Chorzowie w październiku 2006 roku, a 12 miesięcy później ustrzelił hat-tricka w pojedynku z Kazachstanem na stadionie Wojska Polskiego. Koniec był więc niesamowity, choć początek wcale tego nie zapowiadał. Po mistrzostwach świata w Niemczech zmienił się selekcjoner reprezentacji. Został nim Leo Beenhakker i choć znał Smolarka z występów w Feyenoordzie Rotterdam, to nie postawił na niego w meczu z Finlandią, otwierającym eliminacje. W kolejnym spotkaniu, z Kazachstanem w Ałmaty, też nie był przewidziany do wyjściowego składu. "Miałem szczęście, że zagrałem. Wystąpiłem tylko dlatego, że kontuzji doznał Jacek Krzynówek. Nie jest dobrze, gdy piłkarze marudzą, ale czasami warto, żeby mówili, co naprawdę czują i co im nie pasuje. Tak wtedy było. Ja mówiłem głośno, że nie jestem zadowolony z mojej sytuacji w zespole, trener o tym wiedział, dał mi wreszcie szansę, którą wykorzystałem" - powiedział w wywiadzie dla "Dziennika". Okazało się, że był to bardzo szczęśliwy traf, bowiem Smolarek zdobył jedynego gola. Mistrzostwa Europy będą drugą ważną imprezą, na której wystąpi "Ebi". Mistrzostw świata w Niemczech nie może, podobnie jak i cały zespół "biało-czerwonych", zaliczyć do udanych. Polacy zagrali tylko trzy mecze, po których mogli się pakować i wracać do domu. Smolarek miał szansę także pojechać na mundial w Japonii i Korei Południowej. Zadebiutował w reprezentacji na kilka miesięcy przed czempionatem w lutym 2002 roku spotkaniem z Irlandią Północną. Mimo bardzo małego stażu mógł znaleźć się w 23-osobowej kadrze, ale te plany przekreśliła doznana w marcu kontuzja kolana. Z tego powodu nie wystąpił też w finale Pucharu UEFA z Borussią Dortmund wygranego przez Feyenoord 3:2.To właśnie z klubem z Rotterdamu "Ebi" był bardzo długo związany, choć początek jego przygody z piłką wypadł na Frankfurt. Gdy miał pięć lat rodzina przeprowadziła się do tego miasta, gdzie Włodzimierz został zaangażowany przez Eintracht, a on sam zaczął trenować w dziecięcym zespole. "Euzebiusz kopał piłkę już jako dwulatek, w domu. Bramką był dla niego fotel. Od początku strzelał bardzo celnie, niczego nie tłukł" - orzekła jednak jego babcia Jadwiga Smolarek. Trzy lata później Smolarkowie wylądowali w Rotterdamie i to właśnie tam Euzebiusz uczył się prawdziwego futbolu. Potem trafił do Borussii Dortmund, a od tego sezonu jest zawodnikiem Racingu Santander. I mimo, że większość życia spędził poza granicami naszego kraju, gdy przyszło wybierać reprezentację, w której chciałby grać, wybrał Polskę. "Gdy miał 17 lat, usiadłem z nim i z jego mamą i powiedziałem: chłopcze, wybieraj. "Ebi" spokojnie zastanowił się, po czym wypalił, że chce grać dla "biało-czerwonych" - powiedział Włodzimierz Smolarek. "Euzebiusz postąpił tak, a nie inaczej, bo czuje się stuprocentowym Polakiem" - dodał. Zrobił tak, choć jego polszczyzna nie rzucała na kolana. "Nie mówiłem i nie mówię dobrze po polsku, ale teraz cieszę się, ze Polska mnie chce. Czuję się Polakiem już na zawsze" - stwierdził Euzebiusz Smolarek. Niezbyt dobra znajomość rodzimego języka była początkowo dużym problemem dla "Ebiego". "Prawdą jest, że miał kompleksy z powodu słabej polszczyzny. Jednak niepotrzebnie się tym przejmował, bo wszyscy wokół i tak go lubili. Sympatię zyskiwał głównie niesamowitą pracowitością" - powiedział Krzysztof Paluszek, który prowadził Smolarka w kadrze do lat 16. Zna za to inne języki. "Parę lat temu prowadziłem młodzieżówkę, w której prawie żaden zawodnik nie znał języków obcych" - stwierdził Lesław Ćmikiewicz. "Ebi" był wyjątkiem. Wspaniale wykorzystywał swoje umiejętności, chętnie pomagając nam podczas odpraw granicznych, w hotelach, a także na zakupach. Robił to wszystko, mimo że nie musiał. Niejeden raz uratował nam tyłki. Ma dobre serce" - dodał.