Jesualdo Ferreira, trener niezwykle ceniony we własnej ojczyźnie, z optymizmem wyrusza na podbój sąsiedniej Primera Division. - Jestem dość zadowolony. To będzie trudne zadanie, ale wolę takie wyzwania - przyznaje 64-letni Portugalczyk. Z FC Porto, odziedziczonym po erze Mourinho, w kraju powygrywał wszystko. Samego "The Special One", z którym teraz powalczy w La Liga, zna doskonale - w latach 1990-91 Mourinho był asystentem Ferreiry w portugalskim klubie Estrela da Amadora, a dekadę wcześniej studentem w lizbońskim instytucie wychowania fizycznego, gdzie w Ferreira pracował jako wykładowca. Później ich drogi rozeszły się na dobre - w 2005r. Mourinho, świeży tryumfator Ligii Mistrzów, lekceważąco odnosił się do byłego mistrza na łamach prasy. Kariera Ferreiry to historia osła, który pracował trzydzieści lat, ale nigdy nie został koniem - kpił El Jose. Pięć lat później Ferreira miał już na koncie trzy zwycięstwa w lidze, dwa Puchary Portugalii oraz jeden Super Puchar kraju. Nowy trener Albicelestes z trenerskiej elity osobiście zna nie tylko Mourinho - Ferreira to przyjaciel Alexa Ferguson, razem opróżnili niejedną butelkę wina. Szkoleniowca takiego formatu w prowincjonalnej Maladze jeszcze nie było. 41-letni Juan Muniz, zwalniający dla Ferreiry miejsce na ławce trenerskiej, rozgrywał piłkarską karierę w Segunda Division. Trenerem też wydaje się najwyżej klasy b. Odchodzi, bo Malaga cały sezon biła się tylko o utrzymanie. Klub za garść miedziaków Wszystkie szczegóły przejęcia andaluzyjskiego klubu przez katarskiego multimilionera są już ustalone, ale transakcję muszą jeszcze prześwietlić władze ligi, zanim zostanie zatwierdzona w sądzie i ogłoszona na Walnym Zgromadzeniu Akcjonariuszy klubu. Fernando Sanz ubije złoty interes. Cztery lata temu Lorenzo Sanz, ojciec Fernando, były prezes Realu Madryt, kupił synowi pakiet kontrolny udziałów Malagi za 6 mln euro. W tym tygodniu szejk Al-Thani za całość zapłaci minimum 15 mln, w dodatku Sanz zachowa posadę w zarządzie klubu. Dzięki bogatemu inwestorowi Malaga nie będzie musiała szukać pieniędzy w planowanej emisji nowych akcji. Wzorem Valencii, która przed rokiem na wydaniu dodatkowych akcji zarobiła 92 mln euro, władze Malagi chciały w ten sposób zgromadzić gotówkę. Ta jednak przyjdzie sama. I to w ilości wyglądającej na erupcję gejzeru, a nie zastrzyk. Konferencja prasowa nowego właściciela Malagi planowana jest na czwartek, wtedy szejk ogłosi program swojego projektu. Nie wiadomo, jakie sumy wyłoży na nową stół, ale nastroje wśród kibiców są optymistyczne - otwarcie mówi się o nowej erze klubu, który nigdy nie zajął miejsca w pierwszej szóstce Primera Division. Z pomocą szejka, członka rodziny Emira Kataru i syna Ministra Spraw Wewnętrznych tego kraju, europejskie puchary mają być celem minimum. Według dziennikarzy "La opinion de Malaga", szejk obraca astronomicznymi kwotami i kupno Malagi to dla niego "mniej niż wydanie garści miedziaków". Pierwsze inwestycje Al-Thani przeprowadzi na Estadio La Rosaleda. Stadion znajduje się w rękach lokalnych władz, a Malaga ma prawo do nieodpłatnego użytkowania. Wysłannik Al-Thaniego już negocjuje rozpoczęcie prac przy modernizacji zewnętrznej strony stadionu, wymiany murawy i budowy dodatkowych biur. Ponadto, szejk chce wydzierżawić obiekt lekkoatletyczny, bo bazę treningową Malagi czeka gruntowna przebudowa. Wszystko po to, by piłkarzom Jesualdo Ferreiry zwyciężało się łatwiej. Kibiców szejk ma sobie zjednać pierwszymi transferami: do Malagi po roku od sprzedaży wróci Eliseu oraz przybędzie Dani Guiza, któremu znudziło się już życie w Turcji i chętnie wróci w rodzinne strony. Następcy oczekiwani W Primera Division roi się od drużyn na tyle silnych, by walczyć o europejskie puchary, ale zbyt słabych, by rzucić wyzwanie Realowi i Barcelonie. Walka o grę w Lidze Mistrzów może być jednak realnym celem nowej Malagi. Pytanie, co na to Villarreal, Atletico, Sevilla i Valencia, dla których rok bez Ligi Mistrzów oznacza stratę prestiżu i wielkie problemy ze zbilansowaniem budżetu. Czy przetartym przez Abdullaha Bin Nasser Al-Thaniego szlakiem podążą jego równie bogaci rodacy? Trafiliby na podatny grunt, spragniony pieniędzy szejków. Hiszpańskie kluby toną w długach, więc pieniędzmi szejków nie pogardziłby żaden klub. Mallorca i Valencia, bardziej obiecujące od Malagi pod względem sportowym, od lat wypatrują sygnałów z Bliskiego Wschodu. Al-Thani w Maladze to jeden ogólnodostępny szejk mniej, ale jego pobratymcy wreszcie zerkną na Hiszpanię. Angielski klimat powinien im przecież mniej odpowiadać? Łukasz Kwiatek