Skorża zdecydował się w piątek na pierwsze publiczne wystąpienie, po tym jak właściciel i rada nadzorcza klubu postanowiły dać mu jeszcze jedną szansę. Na początku wytłumaczył, że unikanie dziennikarzy w ostatnich dniach związane było "z delikatną materią sprawy". - Nie chcieliśmy się otwierać, tylko w spokoju analizować sytuację i zastanowić się - opowiadał. Zapytaliśmy trenera o to, kiedy rozmyślił się i postanowił nie składać dymisji. - Owszem, po meczu w Tallinie chodziły mi różne myśli po głowie. Nie pamiętam kiedy zmieniłem decyzję, czy w sobotę o godzinie 14, czy w niedzielę o godzinie 15. Wiele czynników na to się złożyło, między innymi rozmowy z władzami klubu. Pozostaję, bo chcę podjąć rękawicę i spróbować powalczyć z Wisłą Kraków o obronę tytułu mistrzowskiego. Nie zamykać za sobą drzwi w tak trudnym momencie - tłumaczył. Skorża zaznaczył, że nie byłoby "podejmowania rękawicy", bez decyzji władz klubu. - One dały mi jeszcze jedną szansę. Odbieram to jako ogromny kredyt zaufania w stosunku do mojej osoby. Jestem zmobilizowany, żeby zrobić wszystko i sprostać zadaniu, jakim jest obrona mistrzowskiego tytułu - podkreślał. Kryzys po odpadnięciu z Levadią nasunął trenerowi pewne skojarzenia. - Ten moment mogę porównać tylko do sytuacji po MŚ w Niemczech. Z jedną różnicą: wtedy nie miałem szansy rehabilitacji, a teraz mi ją dano. Jedno, co mogę zrobić, to działać w ten sam sposób, jak przed meczami z Levadią. Mieliśmy plany budowy drużyny i ten proces trwał. Zamierzam go kontynuować. Chcę pewne rzeczy zmienić. Wisła w moich planach ma być drużyną, która nie będzie sprawiała takich przykrych niespodzianek, jak ostatnio - zapewnił Maciej Skorża. Na pytanie o to, kiedy i od kogo trener dowiedział się, że zostaje, a także o ultimatum w stosunku do współpracowników (początkowo Skorża dostał warunek, że zostanie, ale bez trenera bramkarzy Jacka Kazimierskiego i fizjologa Paolo Terziottiego) Maciej Skorża nie chciał odpowiedzieć. - Poproszę o następne pytanie - zażądał. Trener odmówił też odpowiedzi na pytanie dotyczące rzekomo zamrożonych premii za mistrzostwo Polski. - Przepraszam państwa, ale czeka na nas autokar - zakończył po 10 minutach spotkanie z dziennikarzami. Michał Białoński, Kraków