Wczoraj mistrzowie Polski ulegli Beitarowi 1:2 i w przyszłą środę będą musieli odrabiać straty, jeśli chcą awansować do III rundy eliminacji do Ligi Mistrzów. Nie wspomoże ich Marek Zieńczuk (wypada za kartki), zagrożony jest też występ kontuzjowanego Arkadiusza Głowackiego. Interia.pl: Jakie były plany przed drugą połową? Wydawało się, że zbyt wcześnie po przerwie zaczęliście bronić prowadzenia 1:0. Maciej Skorża, trener Wisły: Może troszkę podświadomie wyszliśmy na drugą połowę zbyt głęboko cofnięci. Ale i tak dwie kontry wyprowadzone na początku II odsłony były naprawdę niezłe. Szczególnie żałuję tej sytuacji z Radkiem Sobolewskim. Powtórki podobno dowodzą, że nie był podcięty. - Radek zaklina się, że na sto procent był zahaczony. Z naszej perspektywy też tak to wyglądało. Ale nie ma co, każdy może się pomylić. Być może sędzia popełnił błąd. Natomiast te sytuacje, w których straciliśmy bramkę? Trochę zbyt biernie zachowywaliśmy się wtedy. Ale ja podkreślę, że liczyłem się z tym, że Beitar może nam strzelić gola, a może nawet dwie. Nam tu jednak zależało na tym, aby zagrać ofensywnie i zdobywać bramki. I sytuacji stworzyliśmy sporo. Czuję żal, że tylko jedna z nich zakończyła się zdobyciem bramki. Dopadły nas też momenty dekoncentracji, gdyż obie bramki straciliśmy w sytuacjach, gdy wydawało się, że kontrolujemy grę i w nasze szeregi wkradało się takie samouspokojenie. Pamiętajmy o jednej rzeczy - dla niektórych chłopaków z mojego zespołu to był pierwszy mecz w życiu rozegrany przy tak żywiołowo reagującej publiczności, pod taką presją. Wielu z moich piłkarzy bardzo dobrze wywiązało się ze swojej roli. Zatem, mimo porażki, nie załamuję rąk i uważam, że nie stoimy na straconej pozycji. Kogo obwinia pan za drugiego gola? Maura Cantoro? - Nie, tam był szereg błędów. Izraelczycy wbiegli w nasze pole karne, a my staliśmy jak tyczki. Muszę to spokojnie przeanalizować. Nie myślał pan, by wcześniej dokonać zmian? Dosyć długo pan z nimi czekał. Czy to w myśl teorii, że skoro się wszystko układa, to nie ma co mieszać? - Tak. Chciałem wcześniej wpuścić Wojtka Łobodzińskiego, ale przejęliśmy inicjatywę i zaczęliśmy grać lepiej. Zmiany zacząłem dopiero wtedy, gdy Tomasz Jirsak sam poprosił o zmianę. Wtedy wprowadziłem do gry Wojtka. Cóż, czy mogłem zmieniać wcześniej, czy inaczej? Trzeba to przeanalizować, będę musiał się spokojnie nad tym zastanowić. Czasu nie cofnę, być może popełniłem jakiś błąd. Chociaż robiłem, co mogłem. Wprowadziłem Tomka Dawidowskiego i Andrzeja Niedzielna, gdyż liczyłem na ich doświadczenie. I udało im się stworzyć sytuację, ale niestety Andrzej jej nie wykorzystał. Gdyby kontuzja Arkadiusza Głowackiego okazała się poważna, to kto go zastąpi w rewanżu? - Każdego zawodnika z pierwszej "jedenastki" jest trudno zastąpić. A kto wejdzie za Marka Zieńczuka, który nie zagra w drugim meczu przez kartki? - Mamy możliwość z Diazem na lewej obronie, wówczas Piotr Brożek wędruje do przodu. Drugim wariantem jest przesunięcie Rafała Boguskiego na lewą pomoc, a na prawej wystawienie Wojtka Łobodzińskiego. Nie wiem jednak, czy przez tydzień Wojtek dojdzie do siebie na tyle, by być gotowym na 90 minut. Czy to atut, czy przeszkoda dla Pana, że w weekend nie rozegracie meczu ligowego? - Nie zastanawiam się nad tym. Zagramy sparing z Bełchatowem. Pewnie nie wyjdziemy pierwszym składem, ale będę chciał sprawdzić tych zawodników, którzy mniej grali. Rozmawiał w Jerozolimie: Michał Białoński