Do czasu "wynalazku" Szweda skoki narciarskie były zdominowane przez solidnie zbudowanych mężczyzn z silnymi mięśniami nóg, potrzebnych do wybicia się z progu. Zawodnicy zdali sobie sprawę, że muszą być jak tylko się da lekkimi i "aerodynamicznymi" sportowcami. Zaczęła się "zabawa w kotka i myszkę" z Międzynarodową Federacją Narciarską (FIS) tych, którzy wykorzystywali całą swą inwencję na znajdowanie nowych sposobów na pozostawanie w powietrzu jak najdłużej. Wówczas FIS wkroczyła w te "zabawy" z zakazem zyskiwania nieuczciwej przewagi, ale też przyznała, że nigdy nie doścignie "wynalazców". - Jesteśmy zawsze o rok w tyle za sportowymi ulepszeniami - powiedział Austriak Walter Hofer, wszechwładny dyrektor ds. skoków FIS. Federacja była zaskoczona "wynalazkiem" Bokloeva, który pozwolił narciarzom na zwiększenie odległości o 30 procent. - To zupełnie zmieniło skoki; musieliśmy przebudować wszystkie obiekty - wspomniał Hofer. W końcu FIS zatwierdziła "styl V". W swoim laptopie Hofer ma obraz japońskiego zawodnika, który wymyślił sobie, że mógłby skoczyć dalej, gdyby umieścił wiązania daleko w tyle nart, co sprawiłoby, że podczas lotu głową dotykałby czubów desek. Taka technika dawała rezultaty, ale była też przyczyna wielu upadków. FIS zarządziła więc, że wiązania nie mogą być usytuowane zbyt blisko końców nart. - Natychmiast liczba wypadków zmalała - podkreślił dyrektor. Poza tym federacja nakazała mierzyć elektronicznie maksymalną szerokość nart, zaznaczając, że nawet 0,2 milimetra może mieć znaczenie. Wobec tego zwrócono uwagę na kombinezony. Zawodnicy przekonali się, że bardziej nieprzepuszczające powietrze stroje pozwalają na dłuższe utrzymywanie się w powietrzu i w efekcie dłuższe skoki. Niektóre stroje miały trzy warstwy, zwiększając swą grubość z 0,5 cm do 1,5 cm, a wyniki znacznie się poprawiły. I znowu musiała wkroczyć FIS z wieloma przepisami, regulującymi co jest dozwolone, a co nie. - Musieliśmy nawet określić krój kostiumów. Mierzymy przepuszczalność tkanin, ich grubość i rozmiar, a nawet dopasowanie do sylwetki skoczka, długość w kroku. Jeśli kombinezon jest zbyt obszerny niż dopuszczają to przepisy, dyskwalifikujemy zawodnika - podkreślił Hofer. Pozbawieni możliwości majstrowania przy nartach i kostiumach, sportowcy zajęli się oczywistą sprawą - zmniejszaniem wagi ciała. W prasie pojawiły się mroczne historie o anorektycznych skoczkach. Pokusa unikania kalorycznych potraw była silna, ale także korzystna. Każdy utracony kilogram wagi dawał 2,5 metra więcej na zeskoku. Zaniepokojona mizernym wyglądem młodych ludzi, którzy ryzykowali zdrowiem, FIS orzekła w 2004 roku, że zawodnicy muszą stosować się do indeksu masy ciała. Niektóre krajowe związki narciarskie zaczęły narzekać, że ciężsi sportowcy mają niewielkie szanse przeciwstawić się tym, którzy mają wagę zbliżoną do dolnych limitów. W następnym sezonie FIS ma zwiększyć limity wagowe. - Przekonaliśmy się, że zawsze musimy być na tym samym poziomie wiedzy, co sportowcy i ich trenerzy - stwierdził sucho Hofer. Ale "gry taktyczne" z FIS trwają. Najnowszym przykładem wynalazczości w tej dziedzinie są nowe wiązania, którymi posłużył się Szwajcar Simon Ammann. Podczas igrzysk w Vancouver-Whistler "poniżeni" przez niego Austriacy protestowali, choć nieoficjalnie. Już w Kanadzie FIS ogłosiła, że nowe wiązania są zgodne z przepisami. Prawdopodobnie podczas mistrzostw świata w lotach narciarskich wszyscy liczący się zawodnicy będą nimi dysponowali. W Planicy można spodziewać się sporych odległości nie tylko dlatego, że to mamucia skocznia, ale także dlatego, że nowinki w wiązaniach dadzą "zysk" kilku metrów każdemu z narciarskich "lotników".