Cztery minuty przed końcem niesamowitego meczu ze Słowenią Bitter obronił w sytuacji sam na sam z rywalem, ale białoruscy sędziowie odgwizdali faul w polu sześciu metrów jednego z obrońców i podyktowali rzut karny dla Słoweńców. Niemiecki bramkarz tak się wściekł, że z wyskoku zaatakował słupek swojej bramki, kopnął ją i wściekle wygrażał w kierunku sędziów. Uspokoili go dopiero koledzy z zespołu. Każdy liczący się z przepisami arbiter wyrzuciłby Bittera z boiska, a kwestią jego interpretacji byłoby, czy tylko na dwie minuty, czy do końca meczu za czerwoną kartkę. Niemiec zobaczył tylko żółtą kartkę i mógł dalej bronić, do końca spotkania pomagając zespołowi swoimi interwencjami. To mogła być też decyzja kluczowa dla wyniku tego meczu. Nieoczekiwanie Słoweńcy prowadzili od samego początku i to wysoko: 4:0, 10:3 i 16:11 do przerwy. Niemcy byli bezradni, zagrali dużo gorzej niż dzień wcześniej z Polską. Ale nie byliby sobą, gdyby nie walczyli do końca. W 38. minucie Słowenia prowadziła 23:17, ale Niemcy wściekle walczyli w każdej akcji o każdą bramkę, która zmniejszałaby ich stratę. Dopiero w 57.minucie doszli Słoweńców na jednego gola (33:32), a wyrównali minutę przed końcem. Cztery sekundy przed końcem mogli nawet zdobyć zwycięską bramkę, ale Holger Glandorf przestrzelił. lech, Innsbruck