Ekipa z San Antonio, która musiała sobie radzić bez kontuzjowanych Tony'ego Parkera, Manu Ginobiliego i Tima Duncana, uległa przed własną publicznością Portland Trail Blazers 92:100. To ich czwarta przegrana z rzędu. Trener Gregg Popovich był mimo wszystko wyrozumiały dla swoich podopiecznych. "Wynik na to nie wskazuje, ale zagraliśmy naprawdę dobrze. Nasi zawodnicy byli wspaniali. Walczyli, dobrze się między sobą komunikowali. Zabrakło jedynie skuteczności pod koszem" - skomentował. Najskuteczniejszym graczem był George Hill, który zdobył 27 punktów, w drużynie gości zabłysnął Andre Miller - 26 pkt. Wspaniałą passę czternastu zwycięstw z rzędu na własnym parkiecie Chicago Bulls przerwali koszykarze Philadelphia 76ers 85:97. "Naprawdę nie potrafię znaleźć przyczyny naszej porażki. Chyba nie byliśmy w pełni gotowi na tę konfrontację. Wyszliśmy na boisko ociężali, niemrawi i ospali. W ten sposób nie można wygrać w NBA" - tłumaczył rozgrywający Byków Derrick Rose, który był najlepiej punktującym zawodnikiem zespołu - 31 pkt. W odmiennych nastrojach z parkietu schodzili zawodnicy i trener gości. "Od rana rozmawialiśmy o tym jak możemy wygrać to spotkanie. Mówiliśmy o tym jak należy zagrać, co zrobić w danych sytuacjach. Chłopcy pokazali, że taktycznie są mistrzami. Jestem bardzo z nich dumny" - powiedział szkoleniowiec z Filadelfii Foug Collins. "Kluczem do sukcesu była obrona, a Dre Iguodala powinien zostać wybrany najlepszym obrońcą roku. To, co wyprawiał na parkiecie było wyśmienite i wręcz niemożliwe" - dodał. Niespodziewaną porażkę poniósł też Boston Celtics. W poniedziałek byli gorsi do Indiana Pacers 100:107. Decydujące były końcowe sześć minut gry. "Musimy uczyć się siebie, zwłaszcza w defensywie. Pracujemy nad tym i wychodzi to nam coraz lepiej. Cały czas dojrzewamy jako zespół" - powiedział Roy Hibbert, najskuteczniejszy wśród Indiana Pacers - 26 pkt. U Celtów pierwsze skrzypce zagrali Paul Pierce i Rajon Rondo (odpowiednio 23 i 22 pkt).