Gdyby pojedynki z Finlandią, Serbią i Hiszpanią odbyły się na Euro 2012, jednego gospodarza mistrzostw już by w turnieju nie było. Na wybudowanych za setki milionów, nowych stadionach kibice reprezentacji Polski nie zobaczyliby nawet jednego gola. Można było wczoraj wpatrywać się z zażenowaniem w postawę piłkarzy Franciszka Smudy, ale przecież drużyna narodowa jest tylko lustrem, w którym odbija się polska piłka. Każda próba oceny meczu z Hiszpanami przypominać będzie inwentaryzację mebli po uderzeniu pioruna. W grze z mistrzami Europy trudno było liczyć na technikę i organizację gry piłkarzy Smudy, można było jednak oczekiwać drużyny zjednoczonej, świadomej skali trudność, z którymi przyjdzie się spotkać w Murcji. Całkowita bezczynność potwierdza nie tylko stereotypy dotyczące analfabetyzmu polskich piłkarzy, ale też braku niezgody na nią. W 60 sekund, między golem Davia Villi i Davida Silvy Polacy poczuli się bezradni, co potraktowali jako alibi na kolejne 75 minut. Drużyna słabsza musi szukać sposobu gry najbardziej korzystnego dla niej, tymczasem piłkarze Smudy zachowywali się w Murcji jakby przyjechali tam nie w roli sparingpartnera, ale chłopca do bicia. Instynkt samozachowawczy powinien podpowiedzieć Polakom rzecz najbanalniejszą - by z zaciętością bronili własnej bramki i przy każdej okazji biegali do kontry. Tymczasem trudno zgadnąć, jaki pomysł na ten mecz miała polska drużyna. Fernando Torres nawet trochę się zmartwił zauważając, że po 6-0 kibice hiszpańscy zareagują euforią szkodliwą przed wyzwaniem takim jak mundial. Kapitan polskiej kadry Michał Żewłakow mówi, że o lekcji odebranej od mistrzów Europy chciałby jak najszybciej zapomnieć. Mam wrażenie, że tak właśnie ludzie związani z polską piłką działają od 30 lat. To, co złe trzeba zakopać pod ziemię, by z optymizmem oczekiwać tego co nadejdzie. A potem nadchodzi wciąż to samo. Dramatyczne apele komentującego mecz w TVP Mirosława Trzeciaka, że w tych chłopaków trzeba wierzyć, mieć do nich cierpliwość, dać im szansę, są chyba zbędne. Jestem pewien, że Jakub Błaszczykowski czy Robert Lewandowski to najlepsi piłkarze, jakich mamy, więc nikt ich z drużyny narodowej nie usunie. Jeśli nie przeszkodzi kontuzja, za dwa lata wystąpią na Euro. Problem polega na tym, żeby grali mądrzej i skuteczniej niż wczoraj. To misja Smudy. Nie do strawienia jest jednak dla mnie samozadowolenie emanujące z twarzy wszechwiedzącego Jerzego Engela, który ma ponoć stawić na nogi polski system szkolenia. Tymczasem wciela się w TVP w rolę pezetpeenowskiego piarowca objaśniającego nam kolejne mecze i zagrania jakby nie chciał pamiętać, że najdoskonalszym świadectwem kompetencji polskich trenerów są umiejętności naszych piłkarzy. Gołym okiem widać, że piłka jest dla gracza wychowanego w Polsce utrapionym i niewdzięcznym elementem jego profesji. Panie Engel, czy to nie Pan miał to zmieniać? Dyskutuj z Darkiem Wołowskim na jego blogu Czytaj też: Hiszpania - Polska 6-0 w ostatnim sprawdzianie przed MŚ Dariusz Dudka: Nie wiem czy dwa lata wystarczą Franciszek Smuda: Byliśmy na wakacjach Tomasz Kuszczak: Katastrofa. Brak mi słów Najwyższa porażka polskich piłkarzy od 50 lat Lewandowski: Myślami byliśmy gdzie indziej