Weekend w Harrachovie był dla skoczków dniami oczekiwania. Z nudów urządzili nawet bitwę na śnieżki z dziennikarzami. Poza skokiem treningowym i kwalifikacjami skoczkowie pozostali bezczynni. Oba konkursy odwołano. Rok temu w Harrachovie nie było śniegu, dwa lata temu rozegrano na mamucie tylko jedną serię. Czechy mają pecha do Pucharu Świata. Adam Małysz: Słyszałem, że jest w Czechach wielu niewierzących, ale chyba powinni zacząć się modlić. Na serio jednak organizacja w Harrachovie jest dobra, mają tu wszystko, czego potrzeba skoczkom. Tylko ten pech do pogody. My przez dwa dni oddaliśmy dwa skoki i to też nie na poważnie, ale w warunkach, gdzie człowiek walczy o życie. Decyzję o odwołaniu można było jednak podjąć wcześniej, oszczędzając nam czekania. Od jakiegoś czasu oczywiste było, że wiać nie przestanie. Zmarnowany weekend w Harrachovie? Co robiliście na skoczni? - Weekend rzeczywiście zmarnowany. Graliśmy w piłkę i patrzyliśmy w niebo. Każdy z nas chciał skakać, ale gdyby zdecydowano się przeprowadzić zawody za wszelką cenę, byłaby to kompletna loteria, a wyniki wypaczone. Czy jest pan zadowolony z początku sezonu? - Po kontuzji kolana nie było pewne, czy dam radę startować w Skandynawii. Pojechałem tam, by wywalczyć miejsce w dziesiątce i nie musieć walczyć w kwalifikacjach. Cel osiągnąłem, ale teraz chcę iść do przodu. Piąć się w górę. W Harrachovie nie dostałem na to szansy. Z tych czterech konkursów rozegranych dotąd nie wyciągałbym jednak pochopnych wniosków: odbyły się w warunkach ekstremalnych - w Skandynawii było bardzo mroźno. Układ sił w najbliższych tygodniach może ulec zmianie. Konkursów nie zabraknie. Zaraz jedziecie do Engelbergu, potem mistrzostwa Polski na średniej i dużej skoczni, Turniej Czterech Skoczni... - Polski Związek Narciarski postąpił trochę niefajnie wobec nas decydując, że zamiast przed Świętami spędzić trochę czasu w domu, musimy startować w mistrzostwach Polski. Gdy powiedziałem o tym działaczom, usłyszałem, że ja w mistrzostwach kraju startować nie muszę. Nie zdecydowałem jeszcze co zrobię. Jeśli przed Turniejem Czterech Skoczni będę potrzebował treningu, by dojść do formy, to on będzie ważniejszy niż mistrzostwa Polski. Czy ktoś z rywali w tym sezonie pana zaskakuje? - Nie. Morgenstern był mocny latem, i teraz jest bardzo mocny. Kofler był niewiadomą, ale w sumie też miał być w czołówce i jest. Fiński fizjolog u którego robimy badania mówił nam, że Larinto i Hautamaeki będą bardzo groźni, i skaczą doskonale. A Gregor Schlierenzauer? - Właśnie, on jedyny mnie zaskoczył, bo spodziewałem się, że będzie skakał dużo lepiej. Forma Ammanna też jest trochę tajemnicza, bo na treningach skacze słabo, a w konkursach dobrze. Ale to początek sezonu, jeszcze dużo się zmieni. Ja zawsze miałem mocne końcówki, więc nie tracę nadziei. Czekam, aż skoki będą lepsze. W Harrachovie najbardziej wygrani są ci, którzy tu nie przyjechali tylko pojechali trenować jak Schlierenzauer, Uhrmann i Romoeren. Ale kto mógł przewidzieć, że w Czechach nie da się skakać? My przywykliśmy, że w tej dyscyplinie nie walczy się wyłącznie z przeciwnikami, ale także z żywiołem. Czy ważne dla pana w tym sezonie są tylko mistrzostwa świata w Oslo, czy coś jeszcze? - Nigdy, nawet w roku olimpijskim nie mówiłem, że liczy się dla mnie jeden start w sezonie. Chcę skakać jak najlepiej w każdych zawodach, nigdy nie odpuszczam. Bo zwykle jest tak, że przyjeżdżając na wielkie zawody po kilku dobrych startach, człowiek jest znacznie spokojniejszy. Czy to prawda, że wybiera się pan na Rajd Paryż - Dakar? - Przeczytałem o tym w prasie, ale nikt się do mnie z taką propozycją nie zgłosił. Kocham motoryzację, często jeżdżę swoim jeepem po górach i gdybym dostał ofertę startu w rajdzie: raczej bym nie odmówił. Może teraz, gdy prasa zrobiła szum wokół tego, dostanę ofertę. Na razie nie liczy się dla mnie jednak nic poza skokami. Przed Harrachovem trenował pan w Szczyrku? Forma poszła w górę? - Trenowałem raz, w fatalnych warunkach. Nic mi to nie dało. Gdzie będzie pan skakał teraz? Trener Łukasz Kruczek zabiera kadrę do Szczyrku... Ale Łukasz Kruczek nie jest moim trenerem. Trenuję z Hannu Lepistoe. Jedziemy do Wisły. Rozmawiał w Harrachovie Dariusz Wołowski