Rozstawiona z numerem siódmym Kuzniecowa zmierzy się w sobotnim finale z Dinarą Safiną, aktualną liderką rankingu WTA Tour. Pierwszy paryski finał z udziałem dwóch Rosjanek miał miejsce w 2004 roku, a wówczas Anastazja Myskina pokonała Jelenę Dementiewą. "Sukcesy rosyjskiego tenisa to przede wszystkim zasługa dwóch osób: Borysa Jelcyna i Anny Kurnikowej. Jelcyn wspierał tenis na każdym kroku i to jemu zawdzięczamy fakt, że nie tylko jest tyle dobrych zawodniczek reprezentujących Rosję, ale w kraju bardzo wielu ludzi uczy się grać w tenisa" - uważa Kuzniecowa, która awansowała do finału po wygranej 6:4, 6:7 (5-7), 6:3 z Australijką Samanthą Stosur (nr 30.). "Natomiast najlepszą drogą promocji rosyjskiego tenisa była na pewno Anna Kurnikowa. I nie ma znaczenia to, że wielu ludzi jej nie lubiło, ani to, że nie wygrała żadnego turnieju WTA. Wciąż uważam, że była naszym środowisku wyjątkową postacią i w pełni zasługiwała na miejsce w czołowej dziesiątce rankingu" - dodała Kuzniecowa. Kurnikowa nigdy nie triumfowała w cyklu WTA, chociaż czterokrotnie dotarła w nich do finałów. W Wielkim Szlemie najdalej doszła do półfinału w Wimbledonie w 1997 roku, a w grze podwójnej razem ze Szwajcarką Martiną Hingis wygrała rywalizację deblistek w Australian Open.