W 2008 roku, 18 czerwca, minęła 95. rocznica urodzin Stanisława Marusarza, który jako 10-latek zaczął swą wielką przygodę ze sportem, a zakończył po 30 latach, w 1957 r. (4 miejscem w MP!). Nic dziwnego, że młodsi koledzy z kadry nazywali go dobrodusznie "dziadkiem"... Urodzony 18 czerwca 1913 r., na Małym Żywczańskim (nieopodal Wielkiej Krokwi) w rodzinie gajowego, jak wszyscy chłopcy pod Giewontem, interesował się narciarstwem. Rodziny nie było stać na kupno prawdziwych nart (ski, jak je wtedy nazywano) i początkowo mały Staś jeździł na tzw. bednarkach, to jest deseczkach, używanych do wytwarzania beczek. Wkrótce jednak dostał narty skokowe, bo jako 14-latek zajął trzecie miejsce w MP juniorów. Jako 16-latek reprezentował już Polskę na zawodach zagranicą. Zaczynał na skoczni w Dolinie Jaworzynki, a wkrótce jego umiejętności podziwiano na skoczniach całego świata. W 1938 r. w MŚ w Lahti był najlepszy, tylko sędziowie przyznali pierwsze miejsce Norwegowi Asbjorenowi Ruudowi. W 1935 r., na skoczni w Planicy, ustanowił rekord świata w długości skoku - 97 m. Odniósł dziesiątki zwycięstw. Wykonał 10 000 skoków, przeleciał w powietrzu 700 km. Jeszcze w 1956 r. (mając 43 lata) otwierał olimpijski konkurs skoków w Cortina d'Ampezzo. Dziesięć lat później (1966) organizatorzy Turnieju Czterech Skoczni w Ga-Pa poprosili go, by wykonał "pokazowy" skok i wtedy potrafił skoczyć 66 m. Zdumieni widzowie zobaczyli na zeskoku starszego pana w garniturze i pod krawatem... W czasie II wojny światowej Stanisław Marusarz był czynny w ruchu oporu, pełniąc funkcję kuriera tatrzańskiego na trasie Zakopane - Budapeszt. Schwytany przez Niemców, wsławił się brawurową ucieczką z więzienia na ul. Montelupich w Krakowie (1940 r.), skacząc z okna celi na II piętrze. We wspomnieniach nazwał to "skokiem życia". Po wojnie zaangażował się w przebudowę Wielkiej Krokwi przed mistrzostwami świata - FIS'62. Potem był kierownikiem tej skoczni. W 1989 r. nadano jej imię Stanisława Marusarza. Stanisław Marusarz zmarł 29 października 1993 r., po zasłabnięciu na pogrzebie swego przyjaciela z lat konspiracji, szefa kurierów, profesora Wacława Felczaka. Pochowano go na słynnym zakopiańskim cmentarzu - Pęksowym Brzyzku. W jednym z wywiadów, udzielonym w drugiej połowie lat 90. (ŻW), powiedział. "...Chyba jestem bardziej dumny z udziału w konspiracji niż ze zdobytych medali i czołowych miejsc podczas zawodów sportowych. Zrobiłem stosunkowo niewiele, byłem już wówczas dość znany i nie zawsze mogłem być tam, gdzie chciałbym i powinienem być". I dalej, o sławie i ucieczce z więzienia w Krakowie. "Bardzo chciałem żyć. Nie zwątpiłem w siebie, nie załamałem się psychicznie, w celi śmierci wykonywałem ćwiczenia fizyczne, by być możliwie sprawnym. Zanim udało mi się uciec, hitlerowcy usiłowali mnie przekupić, nakłonić do współpracy. Nigdy jednak nawet nie pomyślałem, aby w ten sposób zachować życie. Pomimo upływu wielu lat nigdy nie zapomnę, co tam przeszedłem. To samo przeżywały tysiące moich rodaków, jestem jednym z nich. Wśród walczących znajdowali się również znakomici sportowcy. Zginęli za ojczyznę Kusociński, Czech, Lokajski, moja siostra Helena i wielu, wielu innych". W ostatnich latach życia Stanisław Marusarz pozostał czynny. Często spotykał się z ludźmi na odczytach i pogadankach... Chciał być wśród ludzi. Pasjonował się pszczelarstwem i myślistwem. Marzył, by znów jakiś Marusarz pojawił się na narciarskich trasach, podtrzymując tradycje rodu. Najbliżej tego był wnuk Kuba... W innym wywiadzie powiedział. "Wydaje mi się, że osiągnąłem wiele, dla siebie i dla naszego sportu. Dlatego wierzę gorąco, że czerwona czapeczka, zwana marusarką, nie pozostanie jedynym po mnie wspomnieniem".