Po przyjściu z Realu Madryt w 2008 roku, Robinho podpisał kontrakt do 2013 roku, który gwarantował mu niebotyczną gażę w wysokości 160 tysięcy funtów tygodniowo. Przez pierwszy sezon piłkarz potwierdzał swoją wartość strzelając sporo goli, lecz potem zaczęły się kłopoty z niesfornym "Canarinho". Skończyło się na tym, że pewnego dnia Robinho postanowił, że wraca do Brazylii. Szybko dogadał się ze swoim poprzednim klubem w Kraju Kawy - Santos FC co do wypożyczenia. Problemem nie była nawet drastyczna obniżka w zarobkach. Zamiast 160 tysięcy funtów tygodniowo, na konto niesfornego napastnika wpływać będzie teraz "zaledwie" 50 tysięcy. W czwartek Manchester City i Santos dogadały się w sprawie wypożyczenia 26-latka. "Peixe" zatrzymają go przez najbliższe sześć miesięcy. Brazylijscy działacze wiążą spore nadzieje z przyjściem Robinho. Chcą zarobić na sprzedaży jego koszulek, a po wygaśnięciu półrocznej umowy powalczą o przedłużenie wypożyczenia. Tymczasem w Sao Paulo kibice Santosu siedzą jak na szpilkach. W czwartek rano na miejscowym lotnisku pojawiło się kilkunastu fanów, którzy dostali fałszywą wiadomość o przybyciu gwiazdora do Brazylii. Pomylili się "zaledwie" o trzy dni. Robinho ma dołączyć do swojego nowego-starego klubu w niedzielę. CZYTAJ TEŻ: <a href="http://sport.interia.pl/pilka-nozna/ligi-zagraniczne/angielska/news/przekonali-sie-jak-wyrzucic-w-bloto-42-mln,1430679">Wołowski o Robinho. Czy to zmarnowane 42 miliony?</a> <a href="http://sport.interia.pl/szukaj/news/21-latek-nie-chce-grac-dla-man-city-woli-wielki-klub,1430898">21-latek z Santosu nie chce grać w Man City. Woli poczekać na Robinho</a>