W tej samej fazie zaprezentuje się też Rafał Dobrowolski (Stella Kielce) po zwycięstwie w barażu nad Ukraińcem Ołeksandrem Serdiukiem 111:111 i 9:8. Wcześniej Polak wygrał z Myo Aungiem Nayem z Birmy 110:106. O ćwierćfinał Polacy walczyć będą w piątek. Rywalem pierwszego z nich będzie Ukrainiec Wiktor Ruban, a drugiego mistrz świata sprzed 15 lat Kyung-Mo Park. Z turnieju odpadł Piotr Piątek (Łucznik Żywiec) po porażce w 1/32 finału po dogrywce z Japończykiem Ryuichim Moriyą 109:109 i 9:10. Po swoim występie Proć przyznał, że "aniołki strzały nosiły", dzięki czemu ustanowił rekord olimpijski w łucznictwie. Z odległości 70 metrów, w dwunastu strzałach, uzyskał 116 punktów, o jeden więcej niż reprezentant Korei Południowej Oh Kyo-Moon w 1996 roku w Atlancie. Wysoki (188 cm), 27-letni zawodnik klubu Strzelec Legnica uważa, że mimo tego sukcesu nie był to jeszcze jego dzień. Po niepowodzeniu cztery lata temu w Atenach, gdzie jeden punkt zadecydował, iż odpadł już na wstępie rywalizacji, do stolicy Chin przyjechał z mocnym postanowieniem rehabilitacji. Jest już w 1/8 finału i w najgorszym przypadku zajmie 16. miejsce - najwyższe w historii indywidualnych startów Polaków w igrzyskach. Dotychczas tym najlepszym był Grzegorz Targoński (Marymont Warszawa) - 22. w Sydney w 2000 roku. W piątek rywalem Procia w walce o ćwierćfinał będzie Ukrainiec Wiktor Ruban. - Znamy się od dłuższego czasu, ale nie pamiętam czy już walczyliśmy ze sobą. Zresztą jakie to ma znaczenie? Najważniejsze, że mam uzyskać jeden punkt więcej od niego - oznajmił legniczanin, który dzień zaczął od pobudki o 6.30. - Do dzwonku budzika o tej porze mój organizm jest przyzwyczajony, bo kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje, a dziś jeszcze aniołki strzały nosiły - przyznał absolwent Politechniki Wrocławskiej. Od 2005 roku pracuje - po osiem godzin dziennie - w Dolnośląskiej Fabryce Maszyn Zanam-Legmet, gdzie jest konstruktorem ponad 20-tonowych wozów dostawczych dla potrzeb kopalni miedzi. W tych zakładach, od 30 lat, pracuje także jego matka, i to jej zawdzięcza, że zainteresował się tą dyscypliną. - Mając jedenaście lat robiłem z kolegami na podwórku łuki. Jak był festyn organizowany właśnie przez Zanam-Legmet, na który zabrała mnie mama, to pamiętam, że stałem długo w kolejce, bym mógł strzelać z profesjonalnego sprzętu. Spodobało mi się, no i strzelam do dziś. To jeszcze jeden przykład, jak w zabawie rodzi się sport, jak z takiego festynu można dojść do wyczynu i startować w igrzyskach olimpijskich - podkreślił Jacek Proć, kierując te słowa przede wszystkim do nastolatków, którzy się nudzą i nie wiedzą co robić w życiu. Łucznictwo nie jest jednak jedyną jego pasją, choć najważniejszą. Dużą wagę przykłada też do fotografowania i - jak zaproponował - może swoje zdjęcie przesłać jednemu z portali, bo... - Widziałem chyba na onecie skład naszej reprezentacji ilustrowany zdjęciami zawodniczek i zawodników. Są wszystkie, tylko trochę mi przykro, że nie ma tam mojego. A na prowadzenie własnej strony internetowej nie mam czasu. Wolę jeździć na rowerze górskim bądź się wspinać. Kocham góry, ale z braku czasu moje wędrówki ograniczam tylko do wypadów w Tatry, Karkonosze. Chciałbym wybrać się w Dolomity, są piękne, tak jak i całe Alpy - ujawnił swe marzenia. Na razie - co mocno zaznaczył - skupia się na olimpijskiej rywalizacji. - Ta rozmowa jest dla mnie w pewnym sensie relaksem. Cieszę się ze zwiększonego zainteresowania mediów moją osobą, ale ... Wracam do wioski olimpijskiej i koncentruję się na czekającym mnie w czwartek pojedynku z Ukraińcem. Mam nadzieję, że trzynasty sierpnia nie był jeszcze moim dniem na tych igrzyskach - zakończył Jacek Proć.