Przez 110 lat historii klubu z Katalonii były trzy drużyny, które notowały sześć zwycięstw na starcie sezonu. Tak fantastycznie zaczął zespół z 1929 roku, który nie zdobył potem jednak mistrzostwa kraju. Drugi był "Dream Team" Johanna Cruyffa, który w sezon 1990-91 mistrzostwo zdobył, siedem lat później sześć meczów otwierających sezon wygrała też drużyna Louisa van Gaala. Oczywiście wszystkie tamte dokonania przyćmił zespół Pepa Guardioli, który w ubiegłym sezonie zdobył potrójną koronę, ale wszedł w sezon słabo: od porażki w Numancii i remisu z Racingiem na Camp Nou. Teraz Guardiola ma szansę powtórzyć najlepsze "otwarcie" w historii klubu, poprzeczka nie wisi wysoko, bo choć na Camp Nou przyjeżdża odwieczny "wróg" Hugo Sanchez, to jednak usiądzie tylko na ławce dla rezerwowych. Meksykanin, jako napastnik Realu, popsuł Katalończykom wiele krwi, ale drużyna, którą dziś przywozi na Camp Nou nie ma graczy mogących się z nim równać (Sanchez był pięć razy królem strzelców ligi hiszpańskiej). Wydaje się, że rekord będzie łatwo wyrównać (bez Henry'ego, ale z Krkicem), znacznie trudniej pobić, bo kolejny mecz drużyna Guardioli gra z Valencią na Mestalla w dodatku po długiej przerwie na spotkania eliminacji MŚ 2010. Niedzielny pojedynek Realu z Sevillą traktowany jest, jako długo oczekiwany pierwszy test na serio dla piłkarzy Manuela Pellegriniego. Real wygrał gładko pięć spotkań w lidze zdobywając 16 goli, w Lidze Mistrzów ma po dwóch kolejkach sześć punktów, a do siatki trafiał aż 8 razy z czego połowę bramek zdobył Ronaldo. Portugalczyk, który doznał urazu kostki w meczu z Olympique Marsylia, nie zagra z Sevillą. Tak jak Lass, Arbeloa, Gago i van Nistelrooy. Manuel Pellegrini musi sobie poradzić bez dwóch graczy absolutnie kluczowych (Ronaldo, Lass). Czytaj więcej i dyskutuj na blogu Darka Wołowskiego