Granero i Benzema mieli po cztery lata, gdy Królewscy poprzednio wracali ze zwycięstwem z La Corunii. Dziś zdobyli gole dające Realowi coś znacznie cenniejszego niż trzy punkty. Nie chodzi nawet o złamanie 18-letniem bariery, ale o niewiarygodny zastrzyk wiary, jaki drużyna Manuela Pellegriniego zafundowała sobie w wyścigu z Barceloną. Królewscy pojechali na Riazor bez Ronaldo, Higuaína, Lassa, Garaya, Van der Vaarta, Gago i Diarry, na ławce usiedli tylko Dudek, Drenthe i Metzelder, a obok nich czterech graczy drugiej drużyny. Goście znieśli presję, wychodząc do gry wiedzieli, że lider wygrał w Gijon, a jednak byli lepsi niemal od początku do końca. Granero i Benzema są w Realu krótko, ale dobiegający rekordów gry w białej koszulce Raul, Guti i Casillas po raz pierwszy poznali smak triumfu w La Corunii. Bohaterem był ten drugi, który przy golu na 2:0 dla Realu dokonał czegoś, co uzasadnia, dlaczego tylu wybitnych graczy nazywało go geniuszem. Guti dostał piłkę od Kaki, a gdy znalazł się przed Aranzubią nie strzelił, ale wycofał ją piętą, by Benzema wpakował do pustej bramki. Był to pierwszy ligowy gol Francuza dla Realu poza Santiago Bernabeu. Miał zdobyć jeszcze drugiego. Jedyną rysą na dzisiejszym dokonaniu Królewskich była postawa gospodarzy, apatyczna przez 90 minut. Gra Deportivo wyglądała jak mina prezydenta klubu Augusto Lendoiro, który przed wyjściem z domu zażył chyba silne środki nasenne. Real prowadziłby znacznie wyżej, gdyby Raul wykorzystał dwie świetne sytuacje. Nawet słaba skuteczność kapitana, nie zaszkodziła mu jednak przesadnie. W 86. min arbiter podyktował dla Deportivo karnego, ale nawet wtedy nerwy trwały krótko. Goście potrafili odepchnąć przeciwnika od swojej bramki i iść po trzeciego gola (Benzema). 2 listopada 1991 roku Królewscy wygrali w La Corunii 3:1, wtedy bramki zdobyli Hierro, Michel i Butragueno. Wcześniej Barcelona bez trudu wygrała w Gijon, choć Pedro zdobył jedynego gola być może ze spalonego po podaniu Andresa Iniesty. Przewaga obrońcy tytułu była jednak ogromna, i tylko fatalna skuteczność Ibrahimovica i Messiego tłumaczy nerwową końcówkę. Real nie miał więc szans zbliżyć się do lidera, ale jego zmartwienie w pierwszej kolejce rundy rewanżowej było zupełnie inne. Królewscy mieli nie pozwolić, by strata do obrońcy tytułu wzrosła do siedmiu, lub nawet ośmiu punktów. Istniało poważne zagrożenie, że się nie uda. POROZMAWIAJ O PRIMERA DIVISION NA BLOGU DARKA WOŁOWSKIEGO Zobacz także HISZPANIA: WYNIKI, TABELA I STRZELCY GOLI - Sprawdź sam! Gol Pedro dał zwycięstwo Barcelonie