Test charakteru drużyna Manuela Pellegriniego zdała celująco. Symboliczna była trzecia bramka rezerwowego Garaya, który musiał wejść na środek obrony za kontuzjowanego Pepe. Portugalczyk ma uszkodzone więzadła w kolanie, ale nawet jego nieszczęście nie wybiło z głowy gości marzeń o zwycięstwie. Zapowiadając wyjazd na Mestalla bez Ronaldo (kara za czerwoną kartkę) i Kaki (kontuzja), trener Realu mówił, że remis go w ogóle nie interesuje. Sytuacja w tabeli była taka, że po porażce na Mestalla Real miał mieć tyle samo punktów, co gospodarze. Ale od samego początku, nie tylko przegrać, ale nawet zremisować nie chciał. Na gole Higuaina wypracowane przez Benzemę i Marcelo Valencia odpowiedzieć umiała. Pomógł jej święty Iker zawalając obie interwencje. Szczególnie przy strzale Joaquina w 80. min bramkarz Realu, który tyle razy ratował drużynę, tym razem spisał się fatalnie. Ale tak jak wcześniej, po wyrównującej bramce Villi, goście natychmiast pobiegli do ataku i potrafili zdobyć zwycięskiego gola. Dotąd zarzucano drużynie Pellegriniego, że potrafi bić wyłącznie słabszych od siebie. Dziś pokonała drużynę mającą prawo do mistrzowskich aspiracji, która u siebie oparła się broniącej tytułu Barcelonie. Imponować może jednak nie tyle samo zwycięstwo, ale niezłomna wiara, że mimo kłopotów, na Mestalla trzeba zadać mistrzowski cios (Hiszpanie mówią golpe de campeon). To oczywisty sygnał dla lidera z Katalonii, że pościg będzie znacznie bardziej zacięty niż przed rokiem. Dyskutuj na blogu Darka Wołowskiego Czytaj także: Czemu służy wyrachowanie Barcelony? WYNIKI, STRZELCY BRAMEK I TABELA PRIMERA DIVISION - SPRAWDŹ SAM!