Ancelotti (19.), Rijkaard (25.), Gullit (45.), van Basten (49.), Donadoni (60.) - w skrytości ducha Hiszpanom wciąż marzy się rewanż za 19 kwietnia 1989 roku, gdy w półfinale Pucharu Europy Milan Arrigo Sacchiego zakończył erę Quinta del Buitre. Najzdolniejsze pokolenie wychowanków Realu (z Butragueno i Michelem) zostało rzucone na kolana na San Siro, a Michel wspominał potem, że klęska 0:5 uzmysłowiła hiszpańskim graczom, iż przy tym, co stworzył Sacchi nie są drużyną, ale zbieraniną. Rany nie zagoiły się przez dwie dekady... Latem Real odniósł nad Milanem spektakularne transferowe zwycięstwo wydzierając mu chlubę ostatnich lat Kakę. Dziś fani z Bernabeu czekają, że dziesiątki milionów euro sprawią widoczną różnicę na boisku. Florentino Perez buduje nową potęgę, która już za siedem miesięcy ma wziąć rewanż za pięć ostatnich lat, w których dziewięciokrotny zdobywca Pucharu Europy odbierał lanie w 1/8 finału tych rozgrywek. Nowy Real ma gonić w lidze Barcelonę, ale jego bezdyskusyjnym priorytetem jest Champions League. Strata pozycji w Europie najbardziej boli madryckiego kolosa. Sergio Ramos podkreśla, że Milan ma być pierwszym poważnym testem, na co stać Real w Europie. Rywal, z którego międzynarodowymi osiągnięciami w ostatnich 20 latach nie może równać się nikt, w dodatku drużyna zostawiająca zawsze na Ligę Mistrzów najlepszą swoją wersję. Gracze Realu są jednak w niewdzięcznej sytuacji, bo prasa we Włoszech i Hiszpanii zgodnie obwieszcza, że z płomienia, którym świeciła drużyny z San Siro zostały tylko żar i zgliszcza (określenie jednego z dziennikarzy "La Republica"). Zespół starców (ośmiu piłkarzy w podstawowej jedenastce Leonardo jest po trzydziestce) gaśnie w oczach, a porażka z FC Zurich na San Siro to dowód, że po Ronaldinho, Pirlo, Seedorfie, Zambrottcie, czy Nescie pozostały wyłącznie wielkie nazwiska. Być może tego pokolenia graczy nie stać już na odbudowanie potęgi Milanu, ale do przebłysków z pewnością są zdolni. Mecz na Santiago Bernabeu to dla nich wyzwanie znacznie większe niż ostatni pojedynek ligowy z Romą, w którym golem z karnego i asystą przy bramce Pato, ocknął się nawet balangowicz Ronaldinho (zarabiający 11 mln rocznie). Cztery lata temu Brazylijczyk opuszczał Santiano Bernabeu wyniesiony owacją kibiców Realu, jakiej zaznali nieliczni tylko gracze Barcelony. ?Pamiętam doskonale jak pięknych rzeczy tu dokonałem? ? mówi dziś patrząc na mury stadionu Realu. Krótszą pamięć mają jednak fani. Prasa hiszpańska donosi o pojedynczych autografach, okularach słonecznych, czapce z daszkiem, za którymi Brazylijczyk się kryje i twarzy bez zębów na wierzchu, co było jego znakiem firmowym w Barcelonie. O spadku formy, kłopotach, kryzysie Ronaldinho mówić nie chce, "mechanicznie" powtarza "Estoy bien" (wszystko dobrze). To samo stwierdza Leonardo, który nie uwierzył, że pytany o faworytów Champions League Clarence Seedorf wymienił tylko Barcelonę, Real, Chelsea i Manchester. "Dla nas to najlepsza chwila, by przybyć na Bernabeu. Zobaczycie, że choć Milan powinien grać lepiej, wciąż jest wielki. Madryt jest idealnym miejscem, by udowodnić to całemu światu" - mówi pompatycznie trener Milanu. Dziennikarze hiszpańscy i włoscy po raz pierwszy chyba są tak zgodni: kiwają na to głowami z politowaniem. Klub z Madrytu też ma jednak swoje kłopoty i nie kończą się one na kontuzji najdroższego piłkarza świata. Kibice wciąż nie widzą stylu nowej drużyny, poza tym, co powiedział Pellegrini, że "Real to nie Barca". W odróżnieniu od barokowej gry Katalończyków, królewscy mają tworzyć futbol oparty na jak najmniejszej liczbie podań, by w każdej akcji, najszybciej jak to możliwe, odnaleźć drogę do bramki. Narzeka na to Kaka, który w Milanie często wracał po piłkę, rozgrywał, lub biegł z nią kilkadziesiąt metrów, tymczasem Pellegrini wymaga, by nie tracił sił na połowie boiska, stał na skrzydle wypoczęty i odpowiadał wyłącznie za strzał lub ostatnie podanie. Jak dotąd Brazylijczyk z czarującym uśmiechem opowiada, że nie może się przystosować. Stąd pewnie wrażenie, że Real nie gra, tylko strzela. Póki za Pellegrinim przemawiają gole i wyniki, biedy nie ma. A w tym sezonie Real wygrał wszystkie mecze na Bernabeu zdobywając minimum po trzy bramki. Takiego rywala jak Milan jeszcze jednak u siebie nie podejmował. Nawet, gdyby była to najsłabsza wersja drużyny Berlusconiego. <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=1790882" target="_blank">DYSKUTUJ NA BLOGU DARKA WOŁOWSKIEGO!</a>