Choć trudno w to uwierzyć, a jednak kolejny hiszpański klasyk znów zapowiada się ciekawiej od poprzedniego. Odbudowywany przez Jose Mourinho Real z każdym meczem wydaje się coraz bliżej poziomu Barcelony, w ostatnich trzech latach absolutnego hegemona w kraju i poza nim. W ubiegłym sezonie można było mieć wątpliwości. Dziś przepowiednia Vicente del Bosque jest chyba najbliższa spełnienia. Selekcjoner Hiszpanów stwierdził, że choć Premier League być może wciąż jest najwspanialszą ligą na świecie, to jednak dwa najlepsze zespoły grają w Primera Division. Real wygrał w sobotę 14. kolejny mecz, dziesiąty w lidze. Batalia na El Molinon potwierdziła, że zespół Mourinho przeszedł głębokie przeobrażenie. Już nawet rywale okopani przed własnym polem karnym nie sprawiają mu kłopotu, bo drużyna z Madrytu umie wymieniać piłkę na tyle sprawnie, płynnie i szybko, by radzić sobie w gąszczu. Angel di Maria osiągnął życiową formę, Sergio Ramos z Pepe wznieśli przed bramką Ikera Casillasa mur obronny, Cristiano Ronaldo z pazernego na gole egoisty zmienił się w gracza, którego asystami chlubiłby się nawet Leo Messi. Tak można komplementować wszystkich: z Xabim Alonso (nie grał w Gijon) i Marcelo, najbardziej kreatywnym lewym obrońcą na świecie. To wystarczy na Barcelonę? Real ma dziś dość atutów, by wygrać z każdym rywalem. Tylko czy to wystarczy na Barcelonę? Wieści o kryzysie Katalończyków wydają się mocno przesadzone: na zwycięstwo Realu w Gijon 3-0, odpowiedzieli pięcioma gola wbitymi Levante - drużynie, która jako jedyna ograła "Królewskich" w tym sezonie ligowym. Bilans bramkowy Katalończyków na Camp Nou to 39-0! Gran Derbi przyjdzie im jednak zagrać na Santiago Bernabeu. Nawet tam nie przegrali jednak już 3,5 roku. Pep Guardiola eksperymentował w tym sezonie znacznie więcej niż Mourinho. W 25 spotkaniach ani razu nie powtórzył tej samej jedenastki. Pojęcie "składu galowego", który kibice recytowali wyrwani ze snu w środku nocy, przestało istnieć. Xavi, Messi, Iniesta, Valdes i Busquets - nikt po za tą piątką nie ma pewności, że zagra w sobotę na Bernabeu. Trener Barcy wciąż zmieniał też ustawienie z 4-3-3 na 3-4-3, jedni twierdzili, że dąży do ideału wyznaczonego przez Dream Team Johanna Cruyffa, inni, iż poszukuje rozwiązań na mecze, w których rywal okopuje się we własnym polu karnym. W każdym sezonie jego pracy na Camp Nou jest ich przecież więcej. Obleganie kolejnej twierdzy w San Sebastian, czy Bilbao nudzi nawet kibiców, jak miałoby nie męczyć graczy, którzy wygrali już wszystko? Bezsporny jest fakt, że pole manewru trenera Barcy stało się ostatnio znacznie większe. Z najlepszej drużyny ubiegłego sezonu nikogo nie stracił, tymczasem wzrosła rola Thiago Alcantary, dokupiono mu Alexisa Sancheza, Cesca Fabregasa, a z "La Masia" wprowadził do kadry Isaaca Cuencę. Trzej ostatni zdobyli cztery bramki z Levante, piątą dołożył Messi. Mimo tych wszystkich rewolucyjnych wręcz zmian, fundament drużyny, który tworzy Argentyńczyk z Xavim i Iniestą pozostał jednak nietknięty. Atuty Realu, poziom Barcelony Przed Gran Derbi Real ma prawo ufać swoim atutom, ale śmiertelnie niebezpieczne byłoby, gdyby uwierzył, iż na wyjeździe Barca zmienia się w drużynę przeciętną. Na to wskazują statystyki - w Primera Division zespół Guardioli stracił poza Camp Nou aż połowę punktów. Naturalne jest jednak, że po trzech latach nieustannego wygrywania, do drużyny wkrada się znużenie. Nawet kiedy trener walczy z nim, jak z wrogiem publicznym nr 1. Real przewyższa Barcę entuzjazmem i głodem zwyciężania. Ale nawet 14 kolejnych zwycięstw i uzyskana w nich nieziemska różnica bramek 50-9 nie gwarantuje gospodarzom przewagi w Gran Derbi. Zespół z Katalonii jest wciąż na zupełnie innym poziomie, niż wszyscy dotychczasowi rywale "Królewskich". Jak mówi Karim Benzema nadszedł idealny moment dla Realu, by mierzyć się z najlepszą drużyną w Europie. Nikt jednak nie wie, czy ten ogromny krok do przodu, który wykonali gracze Mourinho razem, i osobno wystarczy im w sobotę. Zwykle w Gran Derbi bywało tak, że gdy jeden z kolosów był w formie, drugi przeżywał kłopoty. 10 grudnia, na Santiago Bernabeu ma być inaczej. Czy skończy się jak zwykle w ostatnich trzech latach - z pięciu meczów u siebie przeciw Barcy, "Królewscy" ugrali tylko dwa remisy? Czy też nastąpi coś, co nie pozostawi złudzeń, że następuje głęboka zmiana w układzie sił na szczycie? Podział punktów pozostawiłby te pytania bez odpowiedzi, dla Realu nie byłby jednak nieszczęściem, biorąc pod uwagę sytuację w tabeli. Spełnieni Katalończycy równie mocno potrzebują zwycięstwa, jak ich wygłodniali przeciwnicy. Porażka byłaby dla nich ciężkim ciosem, może nawet rozstrzygającym wyścig po tytuł. Bez względu na wszystkie osobiste i historyczne porachunki, sobotnie Gran Derbi ma przede wszystkim wymiar praktyczny. Dyskutuj na blogu Darka Wołowskiego Zobacz wyniki, terminarz i tabelę Primera Division