Ile jest wart, van der Vaart? Przed rokiem Real zapłacił za niego 13 mln euro, ale, jak wiemy, w erze Ramona Calderona kilku graczy z Holandii zostało mocno przeszacowanych. Klub z Madrytu nie wahał się zapłacić HSV aż tyle, kiedy poważnej kontuzji doznał Wesley Sneijder. Van der Vaart miał mieć w Hiszpanii łatwiej, bo choć ojciec był holenderskim Cyganem, to mama pochodziła z Andaluzji. Stąd piłkarza ochrzczono "Tulipanem z Chiclany" (rodzinna miejscowość matki). W debiucie z Independiente Santa Fe w Bogocie zdobył gola i miał asystę. Szczytem, na który wspiął się w Realu był jednak tylko hat trick w meczu ze Sportingiem Gijon. Fani szybko zaczęli żartować, że to jedyny raz, gdy piłkarz przyćmił nieco swoją piękną żonę Sylvie. Rzeczywiście nawet w Realu Ramona Calderona, jeszcze bez tłumu gwiazd sprowadzonych za ćwierć miliarda euro, Holender był zawodnikiem do "odstrzału". Gdy władzę w klubie z Madrytu przejął Florentino Perez "Tulipan z Chiclany" jako pierwszy został wciągnięty na listę piłkarzy, których klub chce się pozbyć. To między innymi do niego zwracał się Ruud van Nistelrooy, apelując, by mając na względzie mundial, rodacy zdecydowali się odejść z Madrytu. Tymczasem odchodzili jeden po drugim: w sumie aż 14 graczy z Robbenem i Sneijderem, których akcje stały o dwie klasy wyżej, a van der Vaart spokojnie tę nawałnicę przetrwał. Nie było chętnych, żeby go kupić, wymienić, lub wypożyczyć. Tuż po transferach kumpli z kadry Holandii, który mogli się przydać Pellegriniemu bez porównania bardziej, ogłoszono, że van der Vaart zostaje i ma walczyć o podstawowy skład (...) <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=1769365">CZYTAJ CAŁY TEKST I DYSKUTUJ Z DARKIEM WOŁOWSKIM NA JEGO BLOGU!</a>