Jeden z Orłów Górskiego, członek Klubu Wybitnego Reprezentanta Polski i znakomity trener Henryk Kasperczak nie ma szans na bilet na Euro 2012 od PZPN-u, tylko musi kupować wejściówkę trzeciej kategorii, bo lepszych już nie ma. - Poprosiłem Grzegorza Latę o dwa bilety na Euro. Odpowiedział, że komu jak komu, ale mistrzowi Polski należą się dwa bilety. Powiedział, że zadzwoni. No i czekam, wciąż czekam, żeby zadzwonił - opowiada swe przygody z prezesem PZPN-u trener Śląska Wrocław - Orest Lenczyk. Moim zdaniem, właśnie lekceważeni przez PZPN Lenczyk, bądź Kasperczak powinni przejąć po Smudzie reprezentację Polski. Każdy z nich ma doświadczenie, umiejętności, charyzmę, charakter, inteligencję. Żaden z nich nie pozwoliłby na to, żeby ktokolwiek z wierchuszki PZPN-u wkraczał w jego kompetencje. I pewnie dlatego ani Lenczyk, ani Kasperczak nie są faworytami tych, którzy wybiorą nowego selekcjonera. Ten, który ma decydujący głos podkreślił dzisiaj w telewizji, że błędem było zatrudnienie przed kilkoma laty Leo Beenhakkera, bo wraz z nim "z Polski wypłynęło sporo pieniędzy, których tak bardzo brakuje polskiej piłce na inne cele". Gdy usłyszałem te słowa, poprosiłem kolegę, aby mnie uszczypnął. Już nie chodzi o to, że Beenhakker po raz pierwszy wprowadził polską piłkę na salony ME, ani o to, że 75 procent jego poborów pokrywał prywatny sponsor, który płacił tylko dlatego, że selekcjonerem jest właśnie wielki Leo, a nie "Iksiński". Nie dowierzał w to, co słyszę dlatego, że Antoni Piechniczek, który wypowiedział te słowa, mentalnie pozostał w latach 70. i 80. XX wieku. Podobnie zresztą jak Grzegorz Lato, był wtedy wielki, ale teraz bredzi i lansuje na selekcjonera Waldemara Fornalika. "To randka w ciemno" - komentuje Zbigniew Boniek i ma rację. Gdyby myślało się w kategoriach: "Kto będzie najlepszym selekcjonerem" liderów byłoby dwóch-trzech i żaden nie nazywałby się Fornalik, tylko Lenczyk, Kasperczak, bądź Adam Nawałka. Waldemar Fornalik w tej układance najlepiej odpowiada wedle kryterium "najwygodniejszy" i nie jest wynikiem trzeźwego osądu, a bardziej bełkotów artykułowanych na zjeździe PZPN-u dajmy na to po piątej flaszce. Absolutnie, nie śmiałbym zabierać zasług trenerowi Fornalikowi, który jest najważniejszym filarem mocnego sportowo Ruchu Chorzów. Chciałbym jednak, aby pan Waldemar sprawdził się chociaż w jednym z czterech najbogatszych polskich klubów, tam gdzie gra się o mistrzostwo Polski, gdzie presja jest największa, a dopiero później powierzyłbym mu reprezentację całego kraju. Jak bez tego sprawdzianu wypada porównanie sympatycznego, inteligentnego, ale nie mającego sukcesów pana Waldka z jego mistrzem Orestem Lenczykiem, Henrykiem Kasperczakiem, bądź Adamem Nawałką? Blado, bardzo blado. Nawałka pracuje z powodzeniem w skromnych warunkach finansowych Górnika Zabrze, ale był wybitnym reprezentantem Polski, asystował Beenhakkerowi, uczestniczył w stażach w największych klubach Europy. Przy okazji, jak na dłoni widać też, że Grzegorz Lato, który nigdy nie rządził w PZPN-ie w pojedynkę, całkiem traci wpływy. Niedawno ogłosił, że kandydatów na nowego trenera jest dwóch - Berti Vogts i Waldemar Fornalik. We wtorek zmienił zdanie i zakomunikował, że jest ich jednak trzech i choć grono zostało rozszerzone, to w magiczny sposób zniknął z niego Vogts, a jego miejsce zajęli Maciej Skorża i Jerzy Engel, który nie prowadzi żadnego zespołu od 2006 roku.