Dwa tygodnie temu prowadzone przez Wentę Vive Kielce przegrało w drugiej rundzie Pucharu Zdobywców Pucharów w rumuńskiej Konstancy 15:22 i odpadło z rozgrywek. Kielczanie nie wytrzymali presji gorącej rumuńskiej widowni i i nie byli na tyle silnie by zneutralizować lekko gospodarskie sędziowanie. Drugiego wypadu do Rumunii, już z reprezentacją Polski polski szkoleniowiec też nie zaliczy do udanych i to z podobnych powodów. Drugi, czy nawet trzeci skład biało-czerwonych, który w środę bez kłopotów pokonał w Bydgoszczy Czarnogórę 30:20, okazał się w niedzielę za słaby na Rumunów. Brak w składzie braci Marcina i Krzysztofa Lijewskich, Michała Jureckiego, Karola Bieleckiego, Mariusza Jurasika, Grzegorza Tkaczyka i Tomasza Tłuczyńskiego okazał się zbyt dużym osłabieniem. Mimo takich ubytków Polacy nie zagrali złego meczu z silnym rywalem. Na początku spotkania zagrali bardzo dobrze, prowadzili 5:1 i 8:4 w 20 minucie. Wtedy jednak zaczęły się kłopoty. Rumuni zdobyli pięć goli z rzędu i prowadzenia nie oddali do końca. Szybko powiększyli przewagę do czterech bramek, a na przerwę schodzili prowadząc 16:13. Po zmianie stron Polacy ambitnie starali się dojść rywala. Po kwadransie zmniejszyli stratę do jednej bramki i po golu Patryka Kuchczyńskiego z rzutu karnego przegrywali tylko 20:21. Taka sytuacja powtórzyła się jeszcze cztery razy, ale dziwnym trafem wtedy dwuminutowe kary dostawał któryś z Polaków. Ekspresyjne reakcje Wenty na ławce niewiele pomagały, a dawały tylko pretekst francuskim sędziom do temperowania zachowania szkoleniowca najpierw upomnieniem, a potem karą dla jednego z graczy. W 55. Rumuni znów prowadzili trzema golami (29:26), ale jeszcze jeden zryw pozwolił im ponownie złapać kontakt bramkowy i w 57. minucie po bramce Pawła Piwki było tylko 30:29 dla Rumunów. I nawet jeśli ktoś marzył o przynajmniej remisie, to szybko musiał ostudzić swój entuzjazm, bo najpierw Polaków dosięgła jedna dwuminutowa kara, a po chwili druga dostał Piwko i niemal do końca biało-czerwoni grali w czterech prze3ciwko sześciu Rumunom. To oznaczało, że mecz był rozstrzygnięty i do końca trafiali już tylko gospodarze kończąc mecz efektowną wrzutką z aż trzema (!) podaniami. Choć sędziowie mieli wpływ na przebieg meczu w kluczowych jego momentach, to trudno nie zauważyć mankamentów w grze podopiecznych Bogdana Wenty. Tak jak w środę w Bydgoszczy minimalne było zagrożenie z drugiej linii. Wtedy jednak ciężar zdobywania bramek wzięli na siebie skrzydłowi i kołowi, a w niedzielę do skrajnych zawodników można było mieć sporo zastrzeżeń i to nie tylko za grę w ataku, ale i w obronie, bo Rumuni za dużo bramek zdobywali bądź ze skrzydeł bądź po dynamicznych wejściach z boków rozegrania. Porażka nie oznacza jeszcze kłopotów Polaków z awansem na Euro 2010, ale dała odpowiedź na kwestię faworytów grupy A. Do naszej reprezentacji i Szwedów dołączyli Rumunii, którzy u siebie będą groźni dla każdego i rozstrzygnięcia zapadną między tymi trzema zespołami. A już 27 listopada Polacy zagrają na wyjeździe z Trzema Koronami w Lund. Polska: Sławimir Szmal, Marcin Wichary - Bartłomiej Jaszka 1, Patryk Kuchczyński 3, Artur Siódmiak, Daniel Żółtak 2, Damian Wleklak, Bartosz Jurecki 4, Rafał Kuptel 2, Mariusz Jurkiewicz 7, Sebastian Rumniak 2, Paweł Piwko 2, Damian Kostrzewa 3, Mateusz Jachlewski 3. Sędziowali: Thierry Dentz i Denis Reibel (obaj Francja). Widzów: 1800. Rumunia - Polska 33:29 (16:13) Leszek Salva