Lato to chyba główny kandydat do objęcia schedy po Listkiewiczu. Od wczoraj, miast kampanią wyborczą musiał się zająć analizą prawną sytuacji. - Co pan myśli, że będę czekał i schowam się pod miotłą? Od razu poszedłem do prawników i wiem, że racja jest po naszej stronie - przekonywał Pan Grzegorz wysłannika Interia.pl. Na chodniku przed siedzibą PZPN-u przy ul. Miodowej wymachiwał kserokopiami z Ustawy o Sporcie Kwalifikowanym. Odpowiednie jej punkty miał podkreślone i tak uzbrojony szedł na wojnę z Trybunałem Arbitrażowym przy PZPN i z ministrem sportu i turystyki Mirosławem Drzewieckim. Z zaciekawieniem sytuacji przyglądał się jeden z szefów Sportfive Andrzej Placzyński. Z uwagi na panujący ziąb łysinę zakrył czapką. Z drugiej strony ulicy życzliwie machali do niego członkowie Ekstraklasy SA, którym zamieszanie z kuratorem jest zupełnie obce. Spokój w organie zarządzającym polską ligą nie został w żaden sposób zmącony. Właśnie odbyło się tam rutynowe spotkanie z prezesami klubów ekstraklasy. Gdy rozmawialiśmy z Latą w sukurs PZPN-owi przyszli silni sojusznicy - UEFA i FIFA. Jeszcze w poniedziałkowy wieczór minister Drzewiecki przekonywał gdzie tylko mógł (konferencja, wszelkie dostępne na rynku telewizje i <a href="http://www.rmf.fm" target="_blank">radia</a>), że Polsce po wprowadzeniu kuratora nie grozi interwencja władz europejskiej i światowej piłki, bo tym razem kuratela została wprowadzona profesjonalnie - jak we Włoszech, a nie sztubacko, jak za czasów PIS-owskiego ministra Lipca. Lato wypunktował to polityczne gadanie. - Z Włochami niewiele to miało wspólnego. Tam przede wszystkim o wprowadzenie kuratora zawnioskował sama federacja piłkarska, a nie żaden minister - podkreślał. Specjaliści w dziedzinie prawa zaznaczają też, że w Italii wprowadzenie kuratora było konieczne z uwagi na to, iż zarzuty korupcyjne ciążyły na ówczesnym prezesie federacji. - Na kuratora wyznaczono jednego z wiceprezesów federacji - przypomina adwokat Jacek Kryszczuk, który specjalizuje się m.in. w Ustawie o Sporcie Kwalifikowanym. Wszystko wskazuje na to, że ręcznie pokierować sprawami w polskiej piłce próbował rząd. - Takie rzeczy nie powinny się dziać w państwie prawa. O tym, że w zarządzie jest 32, a nie 35 członków wiadomo nie od dziś, tylko od półtorej roku. Między Bogiem a prawdą ma być ich 18 i taki stan chcieliśmy wprowadzić po wyborach - podkreślał Lato. - Wydawało się, że po ludzku 30 października dojdzie do wyborów i po nich w normalnych warunkach usiądziemy z ministrem Drzewieckim do stołu i porozmawiamy o tym, w jakim kierunku powinna pójść polska piłka. Zdecydowano się jednak na rozwiązanie siłowe. My się jednak nie poddamy, ani nie przestraszymy, bo racja jest po naszej stronie. Po chwili zadzwonił telefon. Po drugiej stronie jakaś kobieta najwyraźniej współczuła panu Grzegorzowi zamieszania w PZPN-ie. - Niech się pani nie martwi. Idzie jesień, przejdzie zima, po niej wiosna i znowu nastanie Lato - żartował król strzelców MŚ 1974 r. Lato wykluczył także, że za sprowadzeniem na PZPN kuratora stoi Zbigniew Boniek, a tak sugerowało kilka tytułów prasowych. -Zibi-, czyli przyjaciel z boiska szefa UEFA Michela Platiniego miał załatwić u kumpla, że nie będzie reagował, a minister poprzez kuratora (wprowadzonego dla niepoznaki przez Trybunał Arbitrażowy) ukręci łeb konkurentom Bońka do objęcia stołka prezesa związku. - Rozmawiałem długo ze Zbyszkiem, był oburzony tymi insynuacjami. Jego cała sytuacja również zaskoczyła. Wierzę Zbyszkowi, to jest przecież mój przyjaciel - ręczył za Bońka Grzegorz Lato. Jak widać te przyjaźnie boiskowe nie rdzewieją. Niezależnie od tego, jak skończy się trzecia już odsłona futbolowej wojny (po tej z kuratorem Lipca była przecież bitwa o panowanie nad Wydziałem Dyscypliny, którego członkiem był przecież obecny kurator Robert Zawłocki), akcja Drzewieckiego i podległego politykom Trybunału Arbitrażowego wstrząsnęła PZPN-em jak nic od momentu zatrzymania członka zarządu Wita Ż. W poniedziałek na Miodowej atmosfera była sielankowa. Michał Listkiewicz obchodził właśnie imieniny. Do jego gabinetu ustawił się ogonek pracowników z życzeniami, był smaczny tort. W południe "Listek" wizytował ( wespół z ministrem Drzewieckim!) budowę Stadionu Narodowego, aż tu nagle taki cios - do akcji wkracza KURATOR. Po siedzibie związku z marsową nieco miną oprowadzał go inny kandydat na nowego prezesa Zdzisław Kręcina. -Dzień dobry, nazywam się Robert Zawłocki i mam nadzieję, że będzie nam się miło współpracowało- - mówił do każdego pracownika. Długo nie zabawił na ul. Miodowej. Jego pierwszym realnym działaniem było- zabranie służbowego samochodu Listkiewicza wraz z kierowcą na podróż do Poznania. Na tamtejszej uczelni Zawłocki pełnił dzisiaj dyżur dla studentów. Na drugim piętrze przy Miodowej urzęduje bodaj jedyny pracownik, pod adresem którego kibice nie krzyczą niewybrednej przyśpiewki "Je... PZPN!". Leo Beenhakker. On całym zamieszaniem się nie przejmuje. - Moim zadaniem jest jak najlepsze przygotowanie reprezentacji do meczów z Czechami i Słowacją. Sytuacja z wprowadzeniem kuratora nie powinna nam w tym przeszkodzić - podkreślał Holender, ale minę miał taką, że nie trudno zgadnąć było, iż wszystko to w głowie mu się nie mieści. Niedawno poznał stary polski obyczaj zabawiania się do nieprzytomności wysokoprocentowymi napojami. Teraz dostaje nauczkę, że każdy rząd, jakiej by opcji nie reprezentował, rości sobie prawo do ręcznego nadawania biegu sprawom w polskiej piłce. Z gracją słonia w składzie porcelany. - PZPN też nie jest bez winy. Niepotrzebnie zwlekał z przeprowadzeniem nowych wyborów - trafnie ocenił mecenas Kryszczuk. Z ul. Miodowej Michał Białoński