Zwycięstwo biało-czerwonych daje im 99,9-procentową, jak powiedział Michał Listkiewicz, prezes PZPN, szansę na awans do finałów piłkarskich MŚ. Byłby to wielki wyczyn, biorąc pod uwagę stan polskiego futbolu, który nie jest zbyt okazały. W ostatnich latach drużyny klubowe, głównie Wisła Kraków, bezskutecznie próbowały sforsować bramy do elitarnej Ligi Mistrzów, a w Pucharze UEFA, też tylko "Biała Gwiazda", ale już dość dawno, bo w sezonie 2002/03, potrafiła awansować dalej niż do II rundy. Teraz, po czterech latach, znowu mamy szansę, aby o polskim futbolu zrobiło się głośno. i znowu w wydaniu reprezentacyjnym. W poprzednich eliminacjach mistrzostw świata biało-czerwoni, prowadzeni przez Jerzego Engela, wygrali swoją grupę eliminacyjną i jako pierwszy zespół zapewnili sobie start w Japonii i Korei Południowej, oczywiście oprócz gospodarzy. W obecnych eliminacjach mamy już kilka drużyn, które awansowały do niemieckiego czempionatu, jednak podopieczni Pawła Janasa, mają szansę, aby powtórzyć wyczyn kadry Engela i zwyciężyć w swojej grupie eliminacyjnej. W tym celu wystarczy wygrać w środę z Walią, a potem zwyciężyć na wyjeździe z Anglią. Najgroźniejszy Giggs Zanim jednak zaczniemy martwić się meczem z Anglią najpierw musimy pokonać Walijczyków. Osłabionych Walijczyków, bo w Warszawie zagrają bez dwóch świetnych napastników - Craiga Bellamy'ego i Johna Hartsona. Brak tego drugiego bardzo martwi Macieja Żurawskiego, jego kolegę klubowego z Celtiku Glasgow. - Szkoda, że John nie zagra z powodu nadmiaru żółtych kartek. Na pewno jednak przyleci do Polski, więc będzie okazja, aby przed meczem się przywitać i zamienić kilka słów - mówił "Żuraw" tuż po sobotnim spotkaniu z Austriakami, choć on także raczej nie wybiegnie w środę na boisko z powodu kontuzji, której nabawił się na treningu. W takim wypadku Walijczycy, jak zwykle, najbardziej liczą na Ryana Giggsa, skrzydłowego Manchesteru United, którego obawia się też polski sztab szkoleniowy. - On jest najgroźniejszy. Wprawdzie potrafi trochę zepsuć, ale też może zagrać znakomicie - powiedział Edward Klejndinst, szef banku informacji. - Ten zespół jest przebudowywany zarówno personalnie jak i systemowo. Walijczycy ostatnio zaczęli trochę inaczej grać taktycznie, głównie ze względu na to, iż stracili szanse na awans do mistrzostw, zatem tworzą drużynę pod kątem następnych eliminacji - dodał asystent Janasa. Tak blisko, a zarazem tak daleko Polscy piłkarze wiedzą, że pojedynek z Walią nie będzie spacerkiem. - W środę musimy zagrać konsekwentnie przez całe spotkanie, dłużej utrzymywać się przy piłce niż w meczu z Austrią, a że mamy bardzo bramkostrzelnych napastników, to na pewno coś strzelimy - stwierdził Mirosław Szymkowiak. - Można powiedzieć, że jesteśmy tak blisko, a zarazem tak daleko. Teraz presja będzie niesamowita i to na nas będzie ona spoczywała, ale jesteśmy w stanie wygrać z każdym przeciwnikiem. Do meczu z Walią podchodzimy z umiarkowanym optymizmem - powiedział Kamil Kosowski. Z dużą nadzieją do środowego spotkania podchodzi Michał Listkiewicz. - Pierwszy kroczek został zrobiony, teraz musimy zrobić drugi, czyli zapewnić sobie bezpośredni awans do finałów mistrzostw świata. Wygrana w spotkaniu z Walią daje go nam w 99,9 procenta - stwierdził prezes PZPN. Kolejne zacięte spotkanie Żeby tak się stało Polacy muszą zagrać zdecydowanie lepiej niż w drugiej połowie sobotniego pojedynku z Austrią. Prowadząc 2:0 biało-czerwoni oddali inicjatywę rywalom i o mało nie skończyło się to bardzo źle, czyli stratą dwóch punktów. Janas musi uświadomić swoim podopiecznym, że mecz piłkarski trwa 90 minut i żadna drużyna nie zrezygnuje z walki np. przegrywając do przerwy 0:2, szczególnie jeśli będzie to Walia. - Myślę, że Walijczycy będą grać jeszcze ostrzej niż Austriacy, tym bardziej, że pamiętamy mecz z Cardiff, gdzie nie było łatwo i też wygraliśmy po ciężkim meczu, zapowiada się więc kolejne zacięte spotkanie - na szczęście wie o tym Żurawski. I bardzo dobrze, bo podejście do rywala w dzisiejszym futbolu, gdzie nie ma już "kelnerów", jest chyba rzeczą kluczową.