Fani kolarstwa zacierali ręce na pojedynek Sastre z czwartym Cadelem Evansem. Australijczyk znany jest z dobrej jazdy na czas, ale rozpoczął stosunkowo słabo. Na pierwszych 18 kilometrach odrobił do Hiszpana zaledwie 12 sekund z 94, jakie tracił przed sobotnią próbą. Evans zyskiwał kolejne sekundy, ale jechał za wolno, aby odebrać rywalowi prowadzenie w klasyfikacji generalnej. Kluczowa dla losów całej "Wielkiej Pętli" okazała się więc wygrana Sastre na Alpe d'Huez podczas 17. etapu. Hiszpan zaatakował na początku finałowej wspinaczki do mety w słynnej stacji narciarskiej, wypracowując dwuminutową przewagę nad grupką faworytów. Podczas sobotniego etapu długo prowadził Fabian Cancellara. Szwajcar, chciał pokazać, że nie przez przypadek jest mistrzem świata w jeździe na czas. Jednak fantastyczną końcówką popisał się Schumacher. Minął linię mety 21 sekund szybciej niż kolarz grupy CSC. To już druga "czasówka" w obecnym TdF, którą wygrał Niemiec. Na 4. etapie wokół miejscowości Cholet o 18 sekund pokonał Kima Kirchena, a Candellara był wówczas dopiero piąty. - Jechałem dzisiaj bardzo dobrze - cieszył się na mecie Schumacher. - Miałem doskonałe informacje o tym, jak jechał Cancellara, więc kontrolowałem sytuację i w drugiej części etapu przyspieszyłem. Jedyny Polak - Sylwester Szmyd (Lampre) utrzymał 26. miejsce w klasyfikacji generalnej.