Powody do zadowolenie mają zatem Los Angeles Lakers, którzy już blisko tydzień odpoczywają po trudach rundy play off na Zachodzie, a dla ekipy Larry`ego Browna i "Kozłów" bój w First Union Center będzie setnym w obecnym sezonie... Starcie numer sześć miało wprost niewiarygodny przebieg. Gdy po pierwszej kwarcie gospodarze prowadzili już 10-punktami (25:15), a w drugiej odsłonie zdystansowali zespół z Miasta Braterskiej Miłości różnicą 19 "oczek" (35:16) wydawało się, iż Iverson i spółka pogodzili się już z dotkliwą porażką i przeprowadzką ma siódmy mecz do Filadelfii. Na początku trzeciej kwarty 76ers przegrywali już 57:80. Tymczasem to, co wydarzyło się w finałowej odsłonie, przejdzie do annałów NBA. Oto przebudził się wreszcie grający przeciętnie w całej serii z Bucks, Allen Iverson i w pięć minut wpakował rywalom wszystkie 21 punktów swej drużyny, a tablica świetlna ukazała wynik 86:75 dla gospodarzy. Blisko 19-tysięczny tłum wypełniający szczelnie trybuny Bradley Center ogarnęła konsternacja i halę wypełniła cisza jak makiem zasiał. Z szoku otrząsnął się dopiero Ray Allen, który w krótkich odstępach czasu dwukrotnie przedziurawił kosz rywali zza łuku 7,24 i zespół Georga Karla utrzymał do końcowej syreny 10-punktową przewagę, mimo iż 76ers zdobyli między 37 a 48 minutą meczu aż 46 punktów! - Moralne zwycięstwo nie zastąpi triumfu w meczu. Jednak przynosi mi satysfakcję i poczucie, że nasi rywale nie mogą się czuć bezpiecznie, nawet gdy dystansują nas różnicą 30 punktów - stwierdził Iverson, który zakończył zawody z dorobkiem 46 punktów. Ojcem zwycięstwa Bucks był Ray Allen, który w całym meczu aż 9-krotnie trafiał za trzy (na 13 prób) wyrównując rekordowe osiągnięcia w tym względzie Rexa Chapmana z 1997 i Vince`a Cartera z obecnych rozgrywek. - Gdy Iverson grał jak w transie musiałem wejść na parkiet i też zdobywać punkty - mówił Ray Allen (41 "oczek" w całym meczu) o przełomowych momentach starcia. Zobacz rywalizację w play off 2001