Batalia Portsmouth o przetrwanie prowadzona jest na wielu frontach: od boiskowej murawy po ... Sąd Najwyższy, do którego znajdujący się na krawędzi bankructwa klub odwołał się w środę po tym, jak nakazano mu spłatę zaległych podatków. Po porażce w rozprawie przed Urzędem Ceł i Podatków Jej Wysokości (HMRC), który nakazał klubowu spłatę podatków wysokości 7,5 miliona funtów, prawnicy Portsmouth udali się do Sądu Najwyższego. Z wnioskiem o umorzenie, bądź co najmniej odroczenie spłaty, którą nakazała skarbówka. Na wypadek porażki przed sądem Portsmouth stanie się pierwszym klubem z Premier League, który odwołał się do sądu spoza struktur piłkarskich, co może go kosztować karą odjęcia dziewięciu punktów, a to w praktyce oznaczałoby degradację z najwyższej klasy rozgrywkowej. Spadek do Championships jest wielce prawdopodobny. Portsmouth przegrało 17 z ostatnich 25 meczów i jest czerwoną latarnią tabeli i traci sześć punktów do ostatniego bezpiecznego miejsca, które zajmuje Bolton. Rozmowy i negocjacje ze skarbówką zostały zerwane we wtorek, lecz światło w tunelu dla kibiców klubu świeci się jeszcze m.in. dzięki temu, że w 96. min wtorkowego meczu z Sunderlandem udało się uratować punkt. Aruna Dindane strzałem głową wyrównał po tym, jak Darren Bent dał Sunderlandowi prowadzenie z rzutu karnego. Po spotkaniu menedżer Portsmouth - Avram Grant zaapelował do sędziów podejmujących decyzje w sprawie podatkowej, by wzięli pod uwagę nastawienie kibiców z Fratton Park pełnych wiary w korzystną dla klubu decyzję. - Ratujcie ten klub! To nie jest normalny biznes, to nie jest jak kupowanie mieszkania, przy którym kierujesz się wyrachowaniem, a nie uczuciami - powiedział były trener Chelsea i reprezentacji Izraela. - Ten klub ma 112 lat i należy do 250 tys. ludzi, którzy daliby się za niego pokroić. On musi zostać przy życiu. To coś znacznie ważniejszego, niż futbol.