Pierwszym miejsce, do którego kierują się wszyscy zwiedzający, jest główna atrakcja ogrodu - wybieg dla pandy wielkiej. W Pekinie, tych będących na granicy wymarcia zwierząt, jest co najmniej kilkanaście. Większość w ciągu dnia leniwie wysypia się na wybiegu. Ku uciesze dzieci oraz dorosłych jedna zdecydowała się wejść na wysokie drzewo i z lubością pozowała do fotografii. "Jest piękna" - powtarzała w kółko, robiąc zdjęcia zawodniczka z Jamajki. Atrakcję ogrodu stanowi również niedawno wybudowane oceanarium. Rekiny, delfiny oraz... błazenki - to najbardziej "oblegane" zwierzęta. Te ostatnie są szczególnie lubiane przez dzieci - błazenek był bowiem bohaterem popularnego filmu animowanego. W ciągu dnia kilkakrotnie organizowane są pokazy sztuczek i akrobacji w wykonaniu delfinów oraz słoni morskich. Wielki ssak bardzo zachwycił siedzącego obok mnie kibica koszykówki z Litwy - "Rewelacja, ten stwór tańczy break dance, jakby był z Nowego Jorku" - ocenił okiem "eksperta". Wolontariusze pomagający obcokrajowcom na terenie zoo pokazali we wtorek wielkie zaangażowanie w budowę wizerunku nowoczesnych, uśmiechniętych Chin. Gdy okazało się, że brakuje mi gotówki, by wejść do oceanarium (na teren zoo sportowcy i dziennikarze wchodzą za darmo) ruszyli z pomocą. Nie udało się jednak załatwić zniżki w kasie, a na pytanie czy mogą wymienić 100 dolarów zgodnie zaprzeczyli - "Niestety nie mamy takiej gotówki, ale tu niedaleko jest bank, tam pewnie się uda". W Chinach większość banków nie ma zezwolenia na przeprowadzanie wymiany - musiałem więc skierować się do oddalonego o około 2 km Banku Chin. Nim jednak ruszyłem w drogę podbiegł wolontariusz - Cheng Long Wei i zaproponował, że zawiezie mnie tam na rowerze. Jazda po drogach stolicy Państwa Środka to wielkie przeżycie dla przyzwyczajonego do porządku przybysza z Zachodu. Tym większą przygodą okazała się jazda na bagażniku roweru, który służył także poprzednim pokoleniom rodziny Wei. W Pekinie kierowcy nie przejumują się bowiem obecnością innych pojazdów - ich jazdę może zatrzymać jedynie czerwone światło. Było to też przeżycie dla mierzącego około 165 cm wzrostu Cheng Longa, który nalegał bym nazywał go Neo - od imienia bohatera filmu Matrix. Wagowo bliżej mi bowiem do Szymona Kołeckiego niż Łukasza Maszczyka. Zdyszany, ale zadowolony, że mógł pomóc Cheng, nie chciał w zamian żadnej gratyfikacji. Pozostało mi tylko jedno - zamieniliśmy się miejscami i w drodze powrotnej to ja byłem kierowcą. I tylko jedno miejsce w dużym ogrodzie zoologicznym budzi nie zachwyt, a przygnębienie. To pomieszczenia, w których mieszkają największe koty świata - tygrysy, lwy, pantery, gepardy. Ich pawilon jest przestarzały, zniszczony, a klatki w których przebywają mają nie więcej niż 15-20 metrów kwadratowych. Zza przerdzewiałych krat wielkie koty przeszywają wzrokiem zwiedzających. Tak smutnych oczu nie spotka się nigdzie w Pekinie. Z ogrodu zoologicznego w Pekinie - Maciej Malczyk