Dla mistrza Polski były to za wysokie progi. Przynajmniej w dniu rozgrywania tego spotkania. Mecz został przegrany przez Zeptera głównie w ataku. Zdobycz 62 punktów przy zaledwie 39-procentowej skuteczności z gry (Grecy 48 procent), nawet mimo wygranej "deski" (31-26), nie mogła przynieść zwycięstwa. Szczególnie we znaki dały się wrocławianom okresy gry przeciwko strefie rywali (2-3). Od stanu 35:30 na 2,5 minuty przed końcem II kwarty aż do końca tej ćwiartki podopieczni Andreja Urlepa nie byli w stanie rozbić obrony rywali. Tak samo było na początku III kwarty i to właśnie te momenty "ustawiły" dalszy przebieg spotkania, przyczyniając się także do 17 (przy 8 rywali) strat gospodarzy. Najlepiej rozbijające strefę rzuty zza linii 6,25 m, które już nie raz były atutem wrocławian, także nie były ich najmocniejszą stroną. Na 24 próby do kosza wpadło 7 (29 procent). Do tego dodać należy zaledwie jedną (2 punkty) skuteczną kontrę gospodarzy (Panathinaikos 10 punktów z szybkiego ataku). Do plusów w grze mistrza Polski można z pewnością zaliczyć występ Joe McNaulla. Po długie przerwie center Zeptera zagrał 24 minuty, zdobywając 6 "oczek", a co ważniejsze zbierając 9 piłek. Dopóki starczyło mu sił bił się z powodzeniem nawet na tablicy rywali i to głównie dzięki niemu w I i II kwarcie miejscowi mieli sporo drugich szans w ataku zamienianych na punkty. Wśród gości prym wiedli gracze obwodowi. Fragiskos Alvertis, Dejan Bodiroga, Ferdinando Gentile oraz świetnie wchodzący z ławki George Ballogannis zdobyli 51 punktów (13 asyst) czyli ponad 2/3 łącznej zdobyczy ateńczyków. Bodiroga po raz kolejny udowodnił, że jest prawdziwym liderem tej drużyny, biorąc na siebie (także dobrze rozdzielając piłki w ataku) ciężar gry w ważnych momentach. Niestety osłabiony brakiem Dainiusa Adomaitisa "tył" Zeptera nie był w stanie wygrać rywalizacji z "tyłem" rywali (36 punktów, 8 asyst). Na pewno wpływ na przebieg tego spotkania miały braki kadrowe (Harold Jamison, Adomaitis, nie w pełni sił McNaull), którego uniemożliwiły coachowi Urlepowi możliwość bardziej elastycznej reakcji na często zmienianą przez Greków defensywę oraz lepsze rozłożenie sił. Czy jednak w przeciwnym wypadku Grecy polegliby we Wrocławiu? Trudno powiedzieć, ale na pewno szanse byłby znacznie większe. Tym razem Zepter w swoim nienajlepszym dniu trafił na będącego w dobrej dyspozycji rywala, bądź co bądź najlepszą drużynę Europy z ubiegłego roku. Panathinaikos gra naprawdę supersolidną koszykówkę i nawet jeśli często nie zachwyca, wynik końcowy przyznaje tej drużynie rację.