Przez kilka dni nie było z nimi kontaktu telefonicznego. 19 kwietnia Kinga i Kasia brały czynny udział w akcji ratunkowej przy sprowadzaniu do obozu I innego, znanego polskiego himalaisty Artura Hajzera, u którego po dojściu do obozu I pojawiły się objawy obrzęku mózgu. Prawdopodobnie dla niego podchodzenie w tak szybkim tempie, które utrzymują dziewczyny, okazało się zbyt groźne. - W takich sytuacjach liczy się czas, gdyż chory nie kontroluje w danym momencie sytuacji, liczy się każda minuta - powiedziała Kasia Skłodowska, z zawodu lekarz-ginekolog. - Pomogłyśmy mu się ubrać, zaczęłyśmy organizować od Hiszpanów linę do asekuracji Artura (zareagował Ferran Latorro), a także wzywać pomoc przez krótkofalówkę. Kinga wraz z Radkiem Jarosem z Czech zaczęła schodzić po stromej grani w dół asekurując Artura. Wzięła też dodatkowe rękawice puchowe oraz lekarstwa w zastrzykach i ciepłe picie dla Artura. Po długich nawoływaniach udało jej się skontaktować z obozem I, w którym był między innymi Ryszard Pawłowski. Upewniwszy się, że z jedynki wychodzi naprzeciw ekipa ratunkowa, będąc w połowie drogi między I a II, zaczęła ponownie podchodzić już nocą do obozu II. W jedynce, niestety, nie mamy prawie żadnego wyposażenia (śpiwora, karimaty), bo działamy tylko we dwie, bez wsparcia Szerpów i nie jesteśmy w stanie wynieść do każdego obozu całego ekwipunku. Kinga wróciła do obozu II już w nocy, wraz z Ferranem, który dostarczył Radkowi Jaroszowi (z czeskiej ekipy) i Arturowi GPS z zaznaczoną dokładnie trasą do obozu I. Oboje byli potwornie przemarznięci. W międzyczasie okazało się, że Robert Szymczak, partner Artura oraz lekarz ich wyprawy, nie zdecydował się schodzić do jedynki, z powodu bardzo złego samopoczucia, prawdopodobnie również związanego z wysokością. Przez kilka godzin w nocy Kinga rozgrzewała się w namiocie, w tej sytuacji, następnego dnia nie zdecydowałyśmy się podchodzić do trójki, ale zejść do Bazy na odpoczynek - dodała. Kinga Baranowska i Kasia Skłodowska 18 kwietnia założyły obóz I na wysokości ok. 6800 m n.p.m.. Obóz ten jest wyżej położony niż w zeszłym roku, z którego Kinga ma doświadczenia. Alpinistki założyły go jako jedna z pierwszych ekip, działających w tym sezonie pod Dhaulagiri. Dziewczyny działają tylko we dwie i nie korzystają ze wsparcia Szerpów. Ich kobiecy zespół - jako jedna z nielicznych ekip - spędził także aż 2 noce na wysokości 6800 m n.p.m., które mają je przygotować do potencjalnego ataku na szczyt Białej Góry. - Teraz czekamy na prognozę pogody i to tę na 5-7 dni, aby móc zaplanować długie wyjście, mam nadzieję, że połączone z atakiem na szczyt - stwierdziła Kinga Baranowska. Kinga Baranowska (Alpinus Expedition Team) i Kasia Skłodowska zamierzają zdobyć Dhaulagiri (8167 m n.p.m.) jako pierwsze Polki. Na początku kwietnia przyleciały do Kathmandu, stolicy Nepalu, a następnie po długim i wyczerpującym trekkingu dotarły do bazy pod Dhaulagiri na wysokości 4800 m n.p.m.. Kinga i Kasia założyły obóz I na wysokości 5800 m n.p.m., a w najbliższych dniach chcą założyć kolejne dwa obozy na wysokości 6500 m n.p.m. oraz 7200 m n.p.m.. Wszystko po to, by jak najlepiej się zaaklimatyzować. Po takim przyzwyczajaniu organizmów do dużych wysokości, w następnych tygodniach chcą podjąć próbę zdobycia Białej Góry.