Pierwsze spotkanie w Poznaniu zakończyło się bezbramkowym remisem, a w środowym rewanżu przy Łazienkowskiej dopiero gol zdobyty tuż przed końcem regulaminowego czasu gry dał podopiecznym Jacka Zielińskiego zwycięstwo 2:1 i awans do półfinału. - To nie Legia strzelała dzisiaj bramki, a sędzia. My byliśmy zupełnie bezradni. Według mnie sędzia wypaczył wynik tego spotkanie - wyjaśnił Reiss. - Podyktował Legii pięć czy sześć rzutów wolnych, a słuszny był chyba tylko jeden, na Saganowskim. My nie mieliśmy żadnego w obrębie pola karnego rywali. Kapitan Lecha martwi się z powodu "złego przykładu" jakie daje sędziowanie w polskiej lidze. - Trudno to wytłumaczyć młodym chłopakom, którzy dopiero wchodzą do zespołu i to wszystko bardzo przeżywają - wyjaśnił. - Ja jestem już doświadczonym zawodnikiem i wiem jak sobie z tym radzić. Taka jest jednak nasza polska piłka, bo za granicą jest inaczej. Widzieliśmy niedawno finał ligi angielskiej gdzie do ostatniej kolejki toczy się walka o utrzymanie. U nas w takiej sytuacji wszystkie klocki byłyby już poukładane. Reiss w fatalnej postawie sędziego dopatruje się spisku. - Jeśli od pierwszych minut piłkarze rywali co i rusz kładą się w polu karnym. To każdy człowiek, który zna realia polskiej piłki wie o co chodzi. Moim zdaniem sędzia Słupik jest protegowanym prezesa PZPN Michała Listkiewicza i czuje się bezkarny - zakończył piłkarz Lecha.