Jeszcze dwa lata temu, założony 1999 r. klub grał w pierwszej lidze i zakwalifikował się do Pucharu Libertadores, odpowiednika europejskiej Ligi Mistrzów. Dziś dysponuje budżetem miesięcznym w wysokości 12 000 dolarów, a najlepiej opłacany piłkarz zarabia 400 dolarów miesięcznie. Boisko treningowe piłkarze dzielą z krowami, które pasą się obok ćwiczących. W ustronnym miejscu stadionu miejskiego im. Mario Sobrero, czterej członkowie zarządu klubu smażą hamburgery na sprzedaż dla publiczności. Sala treningowa, to zakurzona klitka, z zardzewiałym przyrządem do ćwiczeń siłowych w rogu. Przyjeżdżający na mecz do Rocha przeciwnicy nie mają gdzie przeprowadzić rozgrzewki, bo szatnie są za małe, więc wychodzą poza stadion. Gospodarze też rozgrzewają się wśród drzew na pobliskiej łące. Telewizja płaci klubowi 1700 dolarów miesięcznie za prawo do transmisji meczów, które mało kto chce oglądać. "12 000 dolarów to prawdopodobnie jedna setna tego, co dostaje David Beckham. Piłkarze doznają często kontuzji, trenując i grając na nierównej nawierzchni" - lamentuje prezes klubu Pablo Scaffo. A futbol dla Urugwaju to coś więcej niż gra. "Nasz kraj jest lepiej znany za sprawą futbolu niż czegokolwiek innego. Spytaj kogokolwiek, co słyszał o Urugwaju, a odpowie, że kojarzy go z futbolem" - przekonuje prezes klubu, mającego te same barwy, jakie noszą reprezentanci Urugwaju, niebiesko-czarne pasy na koszulkach. Urugwaj to pierwszy mistrz świata z 1930 r., a sukces ten powtórzył 20 lat później. Takie kluby, jak Penarol i Nacional, bardzo wiele znaczyły w światowym futbolu. Dziś, niewielki kraj - 3,3 miliona mieszkańców, z niewielkim rynkiem wewnętrznym - znaczy już mniej w światowej piłce nożnej. Odpływ najlepszych zawodników do Europy to "upust krwi" bardziej dotkliwy niż w innych krajach Ameryki Południowej. Obecnie kluby urugwajskie regularnie odpadają we wstępnych fazach Copa Libertadores. Ostatnim sukcesem urugwajskiego futbolu był triumf Nacionalu w tych rozgrywkach w 1988 r. Eksport piłkarzy do Europy i Meksyku idzie w dziesiątki i setki, jednak pieniądze za nich nie docierają do klubów. "Jedyne, co Urugwaj może zrobić to "produkować" piłkarzy. To wielki biznes, w którym działają agenci, kupujący i sprzedający licencje piłkarskie. Kluby nie mają z tego nic. Jeśli sytuacja się nie zmieni, znikniemy" - powiedział prezes biednego klubu Rocha z Urugwaju, który niegdyś był piłkarską potęgą.