<a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/" target="_blank">POROZMAWIAJ Z DARKIEM WOŁOWSKIM O FUTBOLU!</a> "Tej nocy stworzymy piekło na ziemi" , "To jest Mestalla" - spartański wojownik ze szramą na twarzy wykrzykujący te słowa stał się motywem przewodnim filmu zapowiadającego mecz Valencia - Barcelona (dziś, godz 22). "My walencjaniści, najlepiej wiemy, że nie ma większej chwały niż oddać życie wspierając drużynę" - od tych słów wszystko się zaczyna. Film sfinansował główny sponsor Valencii, ale naciskany przez organizację zwalczającą przemoc i radę sportu złagodził pierwotną wersję. I tak jednak emocje sięgają bardzo wysoko. W tym sezonie ani Barca, ani Valencia nie miały jeszcze tak wymagającego rywala. Przynajmniej teoretycznie. "Witaj w domu" - takimi krzyczącymi tytułami barcelońska prasa przyjęła Leo Messiego wracającego z Montevideo. W meczu Argentyny z Urugwajem, który dał tyle dzikiej satysfakcji Diego Maradonie, ich gwiazdor nie oddał nawet strzału. Messi znów nie był Messim w kadrze Argentyny, poważnie go to zdołowało, nie wziął nawet udziału w świętowaniu awansu. "Muszę grać lepiej" - wybąkał tylko po przylocie do Barcelony, a miejscowe media znów zaczęły pocieszać jego i siebie, że w koszulce blaugrany staje się zupełnie innym człowiekiem. Wsparcia wymagał też Zlatan Ibrahimowic, bo o ile awans Messiego na mundial w wielkich bólach, ale jednak się urodził, to Szwecja swoje szanse zaprzepaściła. Napastnikowi zostały już tylko wielkie cele w Katalonii, dlatego nie chce słyszeć, by dziś w Walencji mógł nie grać. Tak on jak i Messi przekonywali Guardiolę usilnie, że zgrupowania, mecze i podróże były dla nich bułką z masłem. Na pewno nie zagra Henry, który wrócił do Barcelony z kontuzją, a jego mundialowe dokonania zatrzymały się między Messim i Ibrahimovicem (Francja zagra w barażach). Wirus FIFA jest największym zmartwieniem Barcelony, Guardiola nie miał czasu przygotować drużyny do najcięższego w tym sezonie meczu. Valencia była kiedyś tradycyjnym prześladowcą Barcelony, grała tak niewiarygodnie w defensywie, że paraliżowała w zarodku jej ruchy. Zmieniło się to niedawno, choć w ubiegłym, triumfalnym dla Barcy sezonie, na Mestalla goście cudem uratowali remis 2:2 po bardzo zaciętym meczu. Bilans spotkań w Walencji jest idealnie równy (po 29 zwycięstw i 16 remisów). Dziś Pep Guardiola nierozstrzygniętego wyniku w ciemno przyjąć nie powinien, jeśli chce ustanowić klubowy rekord (siedem zwycięstw otwierających sezon). W 110-letniej historii klubu nie udało się to przed nim nikomu. Drużyna Unaia Emery'ego ma podstawowy kłopot z Davidem Villą. Wydawało się, że gwiazdor nie będzie miał cienia szans na grę, ale walczył tak dzielnie z urazem, że jego szanse bardzo wzrosły. Co prawda kumpel z reprezentacji David Silva przestrzega, że na meczu z Barcą świat dla Valencii się nie kończy, ale Villa chce zaryzykować zdrowiem i nawet Guardiola trzyma za niego kciuki. Trener Barcy podkreśla, że w takim meczu powinni grać wszyscy najlepsi. To chyba przesądza sprawę, że Leo i Zlatan znajdą się w podstawowej jedenastce. Na pewno zagra Xavi, który opuścił mecz z Bośniakami, bo miał płyn w kolanie, nie wystąpi Marchena, uraz w meczu kadry wyklucza go na trzy do czterech tygodni. Jak wiemy nie jest to najlepszy piłkarz Valencii, ale jej największy wojownik idealnie pasujący do spartańskiej kampanii klubu. On właśnie pojawia się na pierwszych zdjęciach kontrowersyjnego filmiku. Z pewnością drużynie Emery'ego odwagi jednak nie zabraknie. Real Madryt gra dwie godziny wcześnie z Valladolid, strata Ronaldo i w ogóle szpital w drużynie nikogo przesadnie nie martwi. Manuel Pellegrini ma obowiązek sobie poradzić. W pierwszym składzie zagra Marcelo, z którego dwa tygodnie temu w Sewilli Jesus Navas zrobił miazgę. Dziś Navasa czeka ciężki bój w La Corunii. Po wielkim zwycięstwie nad Realem od razu może zweryfikować swoje mistrzowskie marzenia. Wyjazdowy mecz z Deportivo to z pewnością wyzwanie godne trzeciej siły Primera Division. <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/" target="_blank">POROZMAWIAJ Z DARKIEM WOŁOWSKIM O FUTBOLU!</a>