- Mnie, powiem szczerze, w drugiej połowie brakowało już sił. Drugą połowę miałem słabszą od pierwszej. Za resztę chłopaków nie mogę mówić. Kibice się niecierpliwią, bo mają do tego pełne prawo. Sami sobie piwa naważyliśmy, a więc teraz musimy je wypić. Musimy się jak najszybciej zrehabilitować. Zapewniam, że nie rezygnujemy z walki o jak najlepsze miejsce w lidze - powiedział Peszko. - Łatwo nam nie będzie. Do końca cztery mecze, ale nie możemy panikować. Musimy jutro usiąść na spokojnie i przeanalizować wszystko. Mamy jeszcze kilka meczów, nie możemy się poddawać. Mam nadzieję, że przełamiemy się w Warszawie - dorzucił "Puszkin". - Coś jest w tym, że za szybko zdobywamy bramki, potem się rozluźniamy i rywal strzela nam gola. Musimy to zmienić. Winę za bramkę wyrównującą dla Ruchu biorę częściowo na siebie, bo zlitowałem się nad leżącym Jakubie Wilkiem. Jak się okazało, zupełnie niepotrzebnie - zakończył Peszko.