Bosacki stracił więc szansę na zdobycie swojego piątego już Pucharu Polski - dwa zdobył z Amicą Wronki i dwa z Lechem. - Jest mi bardzo, bardzo przykro. Na pewno ta sytuacja będzie mi się śniła po nocach, ale takie jest życie i taki jest sport. Ktoś tego karnego musiał nie strzelić, trafiło na mnie. Nie wykorzystałby go ktoś inny, jemu byłoby smutno. Dzisiaj najbardziej przykro jest mi, ale nic więcej nie mogę zrobić. Może jest to jakaś niesprawiedliwość, że trafiło akurat na mnie, poznaniaka z krwi i kości, ale nie ma co się nad tym zastanawiać - mówił Bosacki. Kapitan Lecha uważał, że jego zespół powinien znacznie wcześniej rozstrzygnąć losy meczu na swoją korzyść. - Okazji nam nie brakowało, zwłaszcza w pierwszej połowie. Powinniśmy prowadzić wyżej niż 1-0. Także w drugiej połowie rządziliśmy na boisku, a stracona bramka była przypadkowa - ocenił. Zdaniem Bosackiego Lech ma jeszcze szansę na uratowanie startu w europejskich pucharach - musi jednak awansować w ekstraklasie na trzecie miejsce, a na sześć kolejek przed końcem rozgrywek jest dziesiąty. Traci jednak tylko trzy punkty do trzeciej Lechii Gdańsk, z którą jeszcze zmierzy się w Gdańsku. - Koncentracja na te kilka spotkań musi być maksymalna. Jeśli dziś złożylibyśmy broń, to byłoby nie fair w stosunku do kibiców, którzy nam pomagali. Nie każdy mógłby wtedy spojrzeć rano w lustro - zakończył Bosacki. W finale Pucharu Polski Legia pokonała w rzutach karnych Lecha i to ona na pewno zagra w Lidze Europejskiej.