Brązowy medalista IO w Atlancie z reprezentacją Litwy kończy kolejne sezony mistrzostwem kraju (w 2001 był mistrzem Rosji z Uralem Perm). W Polsce jest ośmiokrotnym złotym medalistą z rzędu ? sześć medali zdobył jako koszykarz, a dwa w roli szkoleniowca. W grudniu 2007 roku przejął drużynę, gdy trener Eugeniusz Kijewski podał się do dymisji. - W ubiegłym roku prowadziłem drużynę, której nie budowałem. Za sprowadzenie każdego zawodnika był odpowiedzialny ktoś inny. Dlatego ten obecny sukces jako trener cenię bardziej - powiedział Tomas Pacesas. Litwin pytany o najistotniejszą różnicę między złotymi medalem zawodnika i trenera odpowiada bez wahania. - Jako zawodnik chudłem podczas finałów trzy kilo. Teraz jako trener jestem lżejszy o siedem. Mentalnie to oczywiście też ogromna różnica. Jest ciężej psychicznie, że nie mam sił i czasu, by regularnie biegać, ćwiczyć dla samego siebie. Cały czas musisz myśleć, budować formę fizyczną i psychiczną koszykarzy. Cóż więcej można powiedzieć. Mam po prostu szczęście - jako zawodnik grałem w super drużynach, miałem dobrych kolegów, jako trener mam teraz dobrych koszykarzy, asystentów. Jestem w życiu maksymalistą, więc zawsze walczę tak, jakby to było pierwsze mistrzostwo - powiedział Pacesas. Litwin i w roli rozgrywającego i w roli trenera podkreśla zawsze, że najważniejsza jest zespołowość, atmosfera w drużynie. Jak każdy szkoleniowiec nie stosował jednej miarki wobec wszystkich koszykarzy. - Mamy dużo młodych koszykarzy, z którymi trzeba dużo pracować psychicznie, by wytrzymali sezon, stres. Każdy ma swoje metody, to jest praca, której nie widać. Popracować trzeba nad każdym, to nie jest tak, że masz dobrych zawodników, a oni grają sami i gwarantują wynik. Z dobrych graczy trzeba zrobić zespół. Udało się to zbudować, była +chemia+. Nie ważne gdzie mieszkasz, czy w Sopocie, czy we Włocławku, czy w Zgorzelcu. Ważne jest to, jak czujesz się na parkiecie, ważne, by każdy wkomponował się w zespół, czuł się potrzebny drużynie - i gwiazda i ten dwunasty na zmianę - ocenił sezon szkoleniowiec Prokomu. Pacesas nie lubi oceniać indywidualnie koszykarzy. Po finale proszony o skomentowanie postawy MVP Qyntela Woodsa stwierdził, że wszyscy widzieli jego grę. Niezbyt wylewny w pochwałach po zakończeniu sezonu komplementował jednak graczy drugiego planu. - Hrycaniuk wychodził na kilka minut w każdym spotkaniu, ale zawsze dawał z siebie wszystko. Przed tym sezonem nikt o tym człowieku nic nie wiedział. Zrobił postęp. Jestem też bardzo szczęśliwy z postępu Przemka Zamojskiego (nie grał w ostatnim meczu z powodu kontuzji kolana doznanej w Zgorzelcu), Adama Łapety, Mateusza Kostrzewskiego. Wszyscy młodzi grali i u nas i w pierwszej lidze. Tam nie zdołali się utrzymać, a mimo to w pierwszym zespole potrafili znaleźć swoje miejsce. W ostatnich meczach, szczególnie finałowym, Łapeta zagrał super, dawał nam równorzędne zmiany i pewność pod koszem - powiedział litewski trener mistrza Polski. Pacesas nie ukrywa, że medal olimpijski z reprezentacją wzbudza inne emocje niż medale mistrzostw Polski, ale nie chce porównywać sukcesów. - Nie da się porównać. Złoto to złoto, medal z Atlanty to medal z igrzysk. No, może gdybym miał jeden złoty medal w Polsce i jeden olimpijski to wybór byłby prosty ze wskazaniem na Atlantę, ale mistrzostw Polski jest już trochę więcej. Cieszę się z nich i traktuję pracę w Polsce jako zaszczyt, mimo że na Litwie jeszcze do niedawna polska koszykówka miała nie najlepszą opinię. Mówiono słaba liga. Ale ci którzy w niej grali - Maskoliunas, Masiulis, Kadziulis wiedzą, że tak nie jest. W Eurolidze w ostatnich sezonach, gdy gramy z Żalgirisem, czy Lietuvos Rytas jest zawsze remis w dwumeczu, więc teraz inaczej na Litwie na nas patrzą. - Ważne jest dla mnie pierwsze złoto z Prokomem, bo od tego się tu wszystko w Sopocie zaczęło. Świetny sezon i mistrzostwo zdobyłem też z Anwilem, fajnie było zdobyć złoto ze Śląskiem. W Rosji w pierwszym sezonie przegraliśmy w finale z CSKA Moskwa, a w drugim pokonaliśmy Uniks Kazań. Pamiętam wszystkie te mecze - powiedział Tomas Pacesas. O swojej przyszłości w Sopocie Pacesas nie chce na razie mówić. - Wszyscy się pytają co dalej. To jedno z tych denerwujących pytań. Zostawmy odpowiedź na później. Gdybym tu nadal był, to chciałbym zostawić większość ludzi, może z małymi zmianami. Nie wiadomo jednak jakie będą przepisy w sprawie liczby Polaków. Budowanie dwóch zespołów - na ekstraklasę i Euroligę nie ma sensu. Jest dużo znaków zapytania. Więcej pytań niż odpowiedzi, a ja potrzebuję odpoczynku, bycia z rodziną. Z drugiej strony dostałem zaproszenia na staże w NBA i ciągnie mnie by z tego skorzystać. Na pewno pojadę do Treviso, gdzie już od 6 do 8 czerwca jest camp - obóz dla młodych zawodników i będzie tam nasz Adam Łapeta. Jeśli zostanę w Sopocie, to od razu siadam i buduję jak najszybciej skład, zamykam te sprawy i jadę do domu - dodał Pacesas.