Impreza była szalona, ale obsada jak najbardziej poważna. W krakowskim klubie spotkała się śmietanka polskiego kolarstwa. Gwiazdą wieczoru był najlepszy obecnie nasz kolarz Sylwester Szmyd. W zawodowym peletonie często przychodzi mu pędzić na złamanie karku z najsłynniejszych kolarskich przełęczy, ale ... - Tam z nikim nie muszę walczyć na łokcie - przyznał tłumacząc, dlaczego sam nie zdecydował się na start. Mimo tego, świetny, a przy tym niezwykle sympatyczny kolarz był w centrum zainteresowania. Walczono bark w bark systemem pucharowym Tymczasem na trasie trwała twarda walka. Zawodnicy mierzyli się ze sobą walcząc bark w bark w parach w systemie pucharowym. Start i metę wytyczono w głównej sali klubowej, ale trasa nie prowadziła tylko między stolikami. Trzeba było pokonać całkiem strome specjalnie zbudowane hopki i śliskie schody. Było szybko i ostro. Do tego stopnia, że organizator imprezy Piotr Czernecki chwycił za mikrofon, by prosić startujących o rozwagę. Nikt jednak nie miał zamiaru odpuszczać i nie obeszło się bez groźnie wyglądających kraks. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Szafraniec: Upaść można nawet na ulicy - Czy nie bałam się tutaj wystartować? Trochę się bałam, ale z drugiej strony wypadek może przytrafić się każdemu nawet na ulicy - przekonywała Anna Szafraniec (JBG2 Professional MTB TEAM), obok Mai Włoszczowskiej nasza najbardziej utytułowana zawodniczka MTB. Najmocniej kciuki za Anię trzymał jej chłopak Marek Rutkiewicz, jeden z najlepszych kolarzy Tour de Pologne w ostatnich latach. W wyścigu mężczyzn w kategorii XC nie zabrakło na starcie najlepszego polskiego "górala" Marka Galińskiego (JBG2 Professional MTB TEAM). Jednak tym razem nasz czterokrotny olimpijczyk nie wygrał, bo już w pierwszym swoim wyścigu przystawiło go na pierwszej hopce. Problemy "Diabła" wykorzystał jego młodszy kolega z zespołu Kornel Osicki. Kornel wygrał wszystkie swoje starty, ale zajął dopiero trzecie miejsce, bo w półfinale został zdyskwalifikowany za falstart. W ścisłym finale Paweł Wiendlocha (Dobre Sklepy Rowerowe Author) pokonał Mariusza Kozaka (MTB TEAM RMF FM PEPSI MAX). Koniuszewski czarnym koniem Jeszcze szybciej pędzili downhillowcy. Niestety, na starcie zabrakło jednego z najmocniejszych pretendentów do zwycięstwa Macieja Jodki, który dochodzi do zdrowia po kontuzji. Zastąpił go Wojciech Koniuszewski (Wygoda Białystok SBR Totalbikes) i to z powodzeniem, bo dotarł aż do wielkiego finału. W nim pokonał go kolega z zespołu Maciej Kucbora. - Zwycięstwo zawdzięczam swojemu doświadczeniu, bo w wielkiej formie z pewnością nie jestem - przyznał były dwukrotny mistrz Polski w fourcrossie i medalista MP w downhillu Kucbora. Gdy zawodniczki i zawodnicy odstawili już swoje wspaniałe maszyny i odebrali nagrody, na deskach Rotundy rozpoczęła się gorącą impreza, o co zadbał zespół Kartigan.