Hotel Steierhof, w którym zamieszkali biało-czerwoni, jest jak warownia. Otoczony specjalnie dla nich przygotowanym dodatkowym ogrodzeniem, z ustawioną przed wjazdem na teren obiektu, który dysponuje także polem golfowym, bramką strażniczą, której na okrągło strzeże dwóch ludzi. Dodatkowo przed każdym wyjazdem Polaków z terenu hotelu na bramce pojawiają się dwa <a href="http://www.rmf.fm" target="_blank">radio</a>wozy. O ile wtorkowy poranny trening był dostępny dla mediów, to ten z godz. 18. Leo Beenhakker zamknął na cztery spusty. Nie mogli się tej praktyce nadziwić byli reprezentanci Polski Tomasz Hajto i Czesław Michniewicz, którzy do Austrii przyjechali w roli komentatorów Polsatu. Treningu nie mogli obejrzeć także dwaj zapaleńcy - kibice, którzy autostopem dostali się na południe Austrii aż spod Olsztyna, a dokładnie z Biskupca. - Trzeba przyciągać, a nie zniechęcać kibiców do kadry. Dzisiaj przyjechało dwóch z Olsztyna. Jutro już dwóch może nie dojechać - podkreślał trener Michniewicz. Gwiazdy polskiej piłki w akcji chciała zobaczyć też para młodych Austriaków, którzy zjechali na wypoczynek do kurortu. Nie udało się. Rozpoznali za to Tomasza Hajtę i zapytali, czy jeszcze gra. Były piłkarz Hutnika, Schalke, a obecnie Górnika Zabrze niczym rzecznik kadry wytłumaczył im, kiedy treningi reprezentacji będą otwarte. Leo Beenhakker, podobnie jak wielu innych trenerów, w ważnych dla zespołu momentach zamyka zajęcia. I to nie dlatego, że nie lubi dziennikarzy, czy kibiców. Głównym powdem jest fakt, że on i jego podopieczni potrzebują maksymalnej koncentracji i wyciszenia. Stadion otacza siatka, ale podczas zajęć i tak po jego koronie wędrowała blondwłosa wartowniczka z ochrony. Na dole porządku pilnowali policjanci. Gdy próbowaliśmy obejrzeć zajęcia z torów kolejowych, natychmiast nas przepędzili i nie reagowali na tłumaczenia, że pociąg przejeżdża tu ledwie raz na dzień. Nie daliśmy za wygraną i z wału kolejowego widzieliśmy kilka fragmentów zajęć. Zaczęło się od 20-minutowej rozgrzewki i zabawy z piłką, w trakcie których komendy wydawał fizjolog Mike Lindemann. Później piłkarzami zajął się sam Leo, którzy zebrał ich wokół siebie na trwającej kwadrans odprawie. Po niej zaczęła się gierka nie na żarty. Po sprintach, błyskawicznych kontrach widać, że biało-czerwoni odzyskują szybkość. Celował w tym Ebi Smolarek, który po jednym z wypadów strzelił gola dla żółtych, pokonując samego Artura Boruca. W treningu brali udział wszyscy, także ci, których brakowało rano. Oprócz Ebiego byli to: Jacek Bąk, Jacek Krzynówek, Mariusz Lewandowski, Mariusz Jop, Marcin Wasilewski i Dariusz Dudka. Już na początku gierki pojawiły się pierwsze grzmoty i błyskawice, a na niebie zebrały się ołowiane chmury. Gdy Leo skończył przemawiać do piłkarzy podczas przerwy w gierce, rozszalała się ulewa z piorunami. Gapie z Bad Walterstdorf, którzy wcześniej stali przy samochodach i od żartów aż trzymali się za brzuchy, zniknęli, jakby byli z cukru. Policjanci schronili się w radiowozach. A Leo i jego ekipa? Nie zareagowali! Jakby byli w swoim świecie, na który żadnego wpływu nie mają tak zwane czynniki zewnętrzne, takie jak pogoda albo doping lub jego brak. W takich warunkach uwijali się jeszcze z pół godziny. - W trakcie ostatniego tygodnia będziemy szlifować taktykę - zapowiadał kapitan reprezentacji Polski, Maciej Żurawski. "Żuraw" miał nosa. Ustawianiu i przesuwaniu zespołu Beenhakker poświęcił sporo czasu, a już do znudzenia ćwiczono rzuty rożne. Bito je na wszelkie sposoby - z lewej i prawej strony, na pierwszy i drugi słupek, z piłką dochodzącą i odchodzącą od bramki. - Defense! Defense! - pokrzykiwał Leo, niczym kibice drużyn NHL czy NBA, gdy ich ulubieńcom przychodzi się bronić. Nikt ani nie pisnął, że leje, i że można by wcześniej skończyć, a po treningu żaden z piłkarzy nie biegł pod dach, tylko spokojnie schodził z placu. Tymczasem lało tak, że stojąc pod parasolem było się mokrusieńkim, a co dopiero biegając i ślizgając się po grząskim boisku!? Ulewa nie przestraszyła też rowerzysty z Austrii. Widząc nas na wale kolejowym, zatrzymał się, podszedł i zapytał, o powód determinacji. Słysząc odpowiedź, odparł: - Gracie z Niemcami. Oni są silniejsi, ale życzę powodzenia. Nazywa się Josef Werner i dwa kilomety od stadionu prowadzi dom kultury, do którego zaprasza na oglądanie meczów. - Niestety, big screenu nie będę miał, bo zabrania tego UEFA. Jest za to telewizor, w którym całkiem dobrze widać. Można też zrobić sobie jakieś jedzonko, a i picia nie braknie - rekomenduje gość, którego Jurek Owsiak nazwałby "pozytywnie zakręconym". Gdy Orły wsiadały do autokaru, koncert dał duet nastolatków z Biskupca: Michał Lament i Zbyszek Zamara. Stojąc za ogrodzeniem podskakiwali i zagrzewali naszych do boju okrzykami w stylu "Polska! Biało-czerwoni"! Machali każdemu, wyposażeni w biało-czerwoną flagę z napisem "Biskupiec". Autokar przejechał, za nim ruszyły volkswageny caddy. Pozdrawiali rękoma siedzących w środku pasażerów. - Oj! Akurat jemu nie machałem! - zreflektował się nie w porę jeden z autostopowiczów, gdy okazało się, że w samochodzie siedział Michał Listkiewicz. Prezes PZPN-u ciągle ma słabe notowania u kibiców. Michał Białoński, Bad Waltersdorf