- Byłem zrelaksowany przed ceremonią, ale podczas niej zacząłem się denerwować, bo nigdy wcześniej nie spotkałem królowej. O wiele łatwiej jest rozmawiać o boksie, niż poradzić sobie ze skomplikowaną etykietą dworską - powiedział po uroczystości wieloletni mistrz świata w wadze junior półciężkiej organizacji WBA, WBC i WBO. Calzaghe przyznał, że podczas krótkiej rozmowy Elżbieta II spytała go o to, czy faktycznie zakończył karierę. Ta kwestia wróciła też na spotkaniu z dziennikarzami. - W marcu skończę 37 lat, więc nie jestem już młodzieniaszkiem, choć wielu ludzi mówi mi, że nie wyglądam jak bokser. Nie ukrywam, że możliwość stoczenia ponownie walki na ringu jest dla mnie czymś specjalnym, ale jeszcze nie podjąłem konkretnej decyzji. Myślę, że zrobię to na początku nowego roku - dodał Walijczyk, który 8 listopada pokonał jednogłośnie na punkty Amerykanina Roya Jonesa juniora w nowojorskiej Madison Square Garden. Stawką tej konfrontacji nie był żaden tytuł, ale 36-letni Calzaghe odniósł 46. zwycięstwo na zawodowym ringu (32 razy wygrywał przed czasem) i, jak stwierdził wówczas, ostatnie w karierze. W listopadzie ubiegłego roku Walijczyk zunifikował tytuł mistrza świata w kategorii junior półciężkiej (WBA, WBC, WBO), ale po wygranej na punkty z Duńczykiem Mikkelem Kesslerem postanowił przenieść się do wyższej wagi i spotkać z wielokrotnym mistrzem świata Bernardem Hopkinsem. W Las Vegas zwyciężył na punkty ze starszym o siedem lat Amerykaninem. - W tym roku pokonałem dwie legendy boksu: Hopkinsa i Jonesa, no i po raz pierwszy walczyłem w Stanach Zjednoczonych, najpierw w Las Vegas, a teraz w Nowym Jorku. Podjąłem ryzyko i udało mi się, dlatego czuję się całkowicie spełniony jako bokser - powiedział Calzaghe po wygranej w Madison Square Garden.