Puyol, Maxwell, Afellay, Xavi, Pique, Busquets - wydłuża się lista kontuzjowanych graczy Barcelony przed niedzielnym Gran Derbi na Santiago Bernabeu w Superpucharze Hiszpanii. Kiedy na środowy sparing Włochy - Hiszpania (2-1) w Bari Vicente del Bosque wystawił do podstawowego składu zaledwie dwóch piłkarzy z Katalonii (Pique i Iniesta), co bardziej krewcy fani Realu Madryt oskarżyli go o sprzyjanie Barcy. Uznawali, że selekcjoner oszczędza Katalończyków, by w niedzielę mieli przewagę nad zmęczonymi "Królewskimi" (ich na boisko w Bari wyszło czterech). Del Bosque, przez 36 lat związany z Realem Madryt zadeklarował ostatnio, że jako selekcjoner stał się też fanem Barcy, ale spiskowa teoria dziejów okazała się chybiona. Po prostu gracze z Katalonii, którzy później zaczęli przygotowania do sezonu, są jeszcze do niego nieprzygotowani. Xavi poczuł ból w kostce już przed meczem kadry i został odesłany ze zgrupowania, Pique doznał urazu pod koniec pierwszej połowy, z kontuzją zakończył mecz także Busquets, który go zastąpił. Odpoczywał tylko Messi Cała trójka mistrzów świata dołączyła więc do leczących się już Puyola, Maxwella i Afellaya, lista kontuzjowanych w Barcy stała się imponująca, być może okaże się jednak, że w trzy dni ktoś wróci do gry. Pep Guardiola ma zaledwie dwa treningi, by przygotować się do Gran Derbi, dziś jego piłkarze zjadą do klubu z meczów kadry: Dani Alves grał w sparingu Niemcy - Brazylia (3-2), Eric Abidal i Alexis Sanchez wypadli na remis w pojedynku Francja - Chile (1-1). Tylko Leo Messi odpoczywał. Argentyna ma nowego selekcjonera, w środę nie grała sparingu. W podobnej sytuacji do Guardioli jest jednak także Jose Mourinho. Karim Benzema grał dla Francji, a kolonia Portugalczyków urządziła sobie ostre strzelanie przeciw Luksemburgowi (5-0). Trener Realu miał już jednak okazję pracować ze wszystkimi swoimi graczami. Wydają się oni w znacznie lepszej formie, niż rywale z Katalonii. Pedro zapewnia, że na Santiago Bernabeu Barca stanie na wysokości zadania. Nikt w to nie wątpi, w ostatnich trzech latach gracze Pepa Guardioli zostali punktem odniesienia dla wszystkich rywali. Real pokonał ich w tym czasie zaledwie raz - po dogrywce w finale Pucharu Króla. Poza tym zwykle zbierał cięgi (sześć porażek, dwa remisy). Real i Barca jeszcze mocniejsze niż przed rokiem Po ostatnim finale Champions League, w którym Barcelona rozbiła Manchester United, jej dominacja w Europie wydała się totalna. Prasa w Madrycie namaściła wtedy Mourinho na lidera "światowego ruchu oporu" wobec zespołu z Katalonii. Teoretycznie po transferze Alexisa Sancheza team Guardioli jest personalnie jeszcze mocniejszy. Podobno kwestią godzin jest już porozumienie z Arsenalem w sprawie Cesca Fabregasa. W dodatku na gwiazdę wyrasta kolejny chłopak z "La Masia" Thiago Alcantara. Zadebiutował w Bari u Del Bosque, a kiedy udzielał wywiadu telewizji hiszpańskiej z tyłu podszedł ekscentryczny Włoch Mario Balotelli i krzyknął do kamery: "on jest największy". Barceloński gwiazdozbiór będzie w tym sezonie bogatszy. Być może jednak jeszcze ciekawsza jest przemiana, jaką planuje w Realu Jose Mourinho. Portugalczyk też dokonał ciekawych transferów, jego zdaniem kadra "Królewskich" potrzebuje jeszcze tylko trzeciego napastnika, by była absolutnie kompletna. W niedzielę, na Santiago Bernabeu mamy zobaczyć inny Real, choć bez Sergio Ramosa (uraz pleców) i Nuriego Sahina (kontuzja kolana). Gospodarze chcą zagrać odważnie, jak przystało na najbardziej utytułowany klub na świecie. W ostatnich spotkaniach z Barcą Mourinho wystawiał aż trzech defensywnych pomocników, w niedzielę zamierza posłać do gry aż czterech graczy ofensywnych. Miejsce na szpicy zajmie Karim Benzema, a za nim trio: Cristiano Ronaldo, Mesut Oezil i Angel Di Maria (lub Fabio Coentrao). Pepe wystąpi w środku defensywy. Ustawienie Realu ma być odważne 4-2-3-1. "The Special One" wierzy, że jego drużyna wykorzysta przewagę fizyczną i lepsze przygotowanie do sezonu. Zmiana podejścia wymagała od Portugalczyka pracy nad sobą. Zawsze uchodził za mistrza w analizie gry rywala i ustawieniu swojej drużyny tak, by żerowała na słabościach strony przeciwnej. W niedzielę Real nie będzie się dostosowywał do Barcelony. Pójdzie do przodu próbując podyktować własne warunki. Jeśli się uda, "Królewscy" dostaną wiatru w plecy. Z jeszcze większą nadzieją staną potem do walki w lidze i Champions League, jeśli w Superpucharze zobaczą, że "dopadają" Katalończyków. Długa lista wzajemnych krzywd Czy Barca potrafi odpowiedzieć już w niedzielę? Leo Messi, który od finału Champions League nie trenował z całym zespołem ani razu, nie chce nawet słyszeć, by miał usiąść na ławce. Na Real Katalończycy zmobilizują się najmocniej jak tylko potrafią. Pedro jest optymistą, choć ocenia, że faktycznie Real jest znacząco silniejszy niż w ubiegłym sezonie. Kibice "Królewskich" wierzą w "efekt Mourinho". Sam Portugalczyk ogłaszał przecież, że jego drużyny osiągają szczyt możliwości w drugi roku pracy z nim. Wyniki w jakimś stopniu to potwierdzają. Drugi sezon Mourinho w Porto przyniósł klubowi mistrzostwo kraju i Puchar Europy (pierwszy mistrzostwo, Puchar Portugalii i Puchar UEFA), drugi sezon w Chelsea dał tytuł mistrza Anglii (tak jak pierwszy), w Interze drugi sezon z "Mou" był faktycznie historyczny (potrójna korona). W pierwszym klub z Giuseppe Meazza zdobył tylko mistrzostwo Włoch. Real Madryt był więc pierwszym wielkim zespołem prowadzonym przez Portugalczyka, w którym nie wywalczył on tytułu mistrzowskiego już w debiucie. Wszystko przez Barcelonę. Obroniła ona swoją pozycję w Primera Division i wyeliminowała "Królewskich" w półfinale Champions League. Lista wzajemnych "krzywd" jest długa. W niedzielę jeszcze się wysłuży. Trzy dni później Real zaprezentuje swoją wersję wyjazdową. W rewanżu zagra na Camp Nou, gdzie jesienią przegrał w lidze aż 0-5, ale już wiosną zremisował w Champions League 1-1. <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=2121376">Czytaj inne teksty Darka Wołowskiego i dyskutuj na jego blogu - Kliknij!</a>