INTERIA.PL: W końcówce meczu mogliście stracić zwycięstwo, bo piłka po strzale Szymona Pawłowskiego trafiła w słupek. Sebastian Zalepa: - W drugiej połowie za bardzo się cofnęliśmy, Zagłębie zepchnęło nas do obrony. Przed przerwą to my byliśmy jednak lepszym zespołem, ale potem role się odwróciły. Goście wykorzystali nasz błąd w defensywie i zdobyli bramkę. Mogli zdobyć dwie, lecz szczęście było z nami. Jak mawiają, szczęście sprzyja lepszym. W drugiej połowie Zagłębie grało w piłkę, a wy za nimi biegaliście. - Być może tak to wyglądało. Trener mówił nam, żebyśmy się cofnęli po strzelonym golu, czekali, co zrobi przeciwnik. Staraliśmy się ich gonić, wymusić błędy, a po jednym z nich Darvydas Szernas trafił do siatki. Głównym założeniem było zwycięstwo i to się udało. Dzięki temu jesteśmy pewni utrzymania. Trener Czesław Michniewicz trochę zaskoczył składem, w wyjściowej jedenastce jedna, duża niespodzianka. - Pewnie chodzi o mnie (śmiech). Wcześniej trenowałem z zespołem Młodej Ekstraklasy, a w tygodniu dowiedziałem się, że zostałem włączony do kadry na mecz ligowy. Dostałem szansę od pana Michniewicza i mam nadzieję, że nie zawiodłem ani jego, ani kibiców czy dziennikarzy. Przed spotkaniem wszyscy zastanawiali się, czy wystąpi Ugo Ukah, czy Bruno Pinheiro. Zagrałem ja, ale obeszło się bez większych błędów, niczego nie schrzaniłem. Długo trenowałeś z pierwszym zespołem? - Aż trzy dni. Nie było problemów ze zgraniem i komunikacją? - Jarka Bieniuka dobrze znałem, bo wcześniej graliśmy razem w Młodej Ekstraklasie. Pozostali koledzy mnie wspierali, podpowiadali mi, jak zachować się w niektórych sytuacjach. Myślę, że potrafię grać w piłkę, a z ich pomocą spisałem się nie najgorzej. Miałeś tremę przed meczem? - Nie. Jestem w dobrym klubie, nie mogę bać się presji. Ta presja i tak była mniejsza, bo graliście przy pustych trybunach. Jeśli chodzi o atmosferę, było jak na meczu Młodej Ekstraklasy. - Rzeczywiście, można było odnieść takie wrażenie. Nie gra się zbyt przyjemnie w warunkach, gdy słychać, co zawodnicy do siebie mówią. Presja była jednak duża, bo zmierzyłem się z dobrą drużyną, lepszymi, niż na co dzień napastnikami. Mam nadzieję, że to nie koniec mojej gry w pierwszym składzie. Debiutu w Ekstraklasie nie psuje fakt, że wystąpiłeś dzięki kontuzjom Wojciecha Szymanka i Sebastiana Madery oraz problemom pozasportowych Ukaha i Pinheiro? - W piłce dużą rolę odgrywają umiejętności, ale liczy się też szczęście. Nie raz zdarzało się, że młody zawodnik niespodziewanie wskakiwał do składu i spisywał się znakomicie. Teraz trener już wie, że ten Zalepa łatwo nie pęka i potrafi grać na wysokim poziomie. Rozmawiał: Piotr Tomasik