Wydaje się, że spośród pięciu największych faworytów do wygrania afrykańskiego turnieju, tylko Niemcy grają w otwarte karty. Natomiast Brazylia, Argentyna, Holandia i Hiszpania blefują albo trzymają największe atuty w rękawie. Argentyna - Niemcy: kto kunktatorsko, a kto finezyjnie? Najwięcej emocji wywołuje rywalizacja Argentyny z Niemcami (sobota, godz. 16). "Boski Diego" jako piłkarz w sposób fenomenalny ograł silnych Niemców z Andreasem Brehme, Karl-Heinzem Rummenige i Rudim Voellerem na czele. Maradona sam gola nie strzelił, ale dwa z trzech wypracował, zwłaszcza tego najważniejszego,na 3-2, autorstwa Jorge Burruchagi. Teraz Diego musi dokonać podobnego wyczynu jako trener. Większość Polski i świata będzie trzymała kciuki za chłopakami Maradony, choćby ze względu na urzekającą grę Leo Messiego. W ataku Argentynie nie tylko Niemcy, ale raczej nikt inny też nie dorównuje. Patrząc jednak na strukturę pozostałych formacji, lepiej wyglądają Niemcy, których siłą jest nie tylko ofensywa - z mającymi polskie korzenie Łukaszem Podolskim i Mirosławem Klose - ale też świetna druga linia: z Mesutem Oezilem i Samim Khedirą, a także nieskazitelna defensywa z pewnym bramkarzem (Manuel Neuer) i dobrymi stoperami (Per Mertesacker i Arne Friedrich). Argentynie brakuje rasowych, będących w optymalnej dyspozycji playmakerów. Nie jest nim Angel Di Maria, a lata świetności Juana Sebastiana Verona minęły bezpowrotnie. Maradona ratuje się, cofając za napastników tego, który miał być killerem - Messiego. Nie dziwcie się jednak, że Leo na razie nie strzelił ani jednego gola. W reprezentacji Argentyny sytuacje, w których "Piłkarz Roku" dostaje piłkę, będąc w pełnym biegu na bramkę, z dala od tłumu obrońców, zdarzają się z częstotliwością równą przyznawaniu prestiżowego tytułu przez "France Football" (raz na rok). Na mundialu Messi nie miał jeszcze takiej przyjemności i pewnie marzy mu się, że barwy Albicelestes przywdziewa choć jeden piłkarz z jego klubowego duetu - Xavi - Iniesta. Bez dobrego rozgrywającego Messi skazany jest na poszukiwania piłki na środku boiska. Niemcy w ćwierćfinale zagrają najpewniej bez naturalizowanego Brazylijczyka - Cacau, który ma kontuzję mięśni podbrzusza. Nawet bez niego będą co najmniej równorzędnym rywalem dla faworyzowanej Argentyny, której defensywa z popełniającym gafę za gafą Martinem Demichelisem jest piętą achillesową. O tym, jak długowłosy Martin może zepsuć mecz swej drużynie, Niemcy wiedzą najlepiej, bo przecież Bayern Monachium w finale Ligi Mistrzów został zdeklasowany przez Inter Mediolan m.in. przez błąd Argentyńczyka przy pierwszym golu (przegrał walkę o górną piłkę, a później zgubił krycie swego rodaka Diego Milito). Tak mylił się Demichelis w finale Ligi Mistrzów: W starciu zespołów Maradony i Joachima Loewa na pewno będzie ciekawie. Nie tylko dlatego, że Argentyna ma z przodu wielu klasowych zawodników - błyskotliwego Messiego, ale też siejącego spustoszenie w ekipie rywali Carlosa Teveza, no i przede wszystkim Gonzalo Higuaina, który ma już na koncie cztery trafienia. Na korzyść Albicelestes powinien zadziałać fakt, że dotychczas w RPA grali ekonomicznie. Wielu znawców krytykowało ich za to, że nie dyktują zawrotnego tempa od 1. do 90. minuty, tylko po rozstrzygnięciu losów meczów - czy to z Nigerią, czy z Koreą Płd, czy ostatniego, z Meksykiem - grają kunktatorsko, na utrzymanie wyniku. Maradona robi to świadomie, gdyż chce, by jego zespół nie szafował siłami i w ten sposób uniknął kryzysu w jakiejś konfrontacji fazy pucharowej, gdy jeden słabszy dzień może pokrzyżować wszystkie plany. Na dobrą sprawę jedyną ekipą atakującą od początku do końca, bez zwracania uwagi na wynik, są ... Niemcy. Dowiedli tego w konfrontacjach z Australią i Anglią, dzięki czemu są jedyną reprezentacją w RPA, która dwukrotnie potrafiła zdobyć więcej niż trzy gole! I to głównie dzięki trafieniom rezerwowego Bayernu - Mirosława Klose i Łukasza Podolskiego, mającego za sobą fatalny sezon w Bundeslidze, w którym prasa wyliczała mu minuty bez zdobytego gola (w całym sezonie tylko dwa trafienia!). Odblokowanie spustu i podregulowanie celowników urodzonych w Polsce napastników to kolejny dowód na fakt, że nikt nie potrafi tak jak Niemcy przygotować zespołu do ważnej imprezy!