Żeby nie przeoczyć żadnego wydarzenia, a tych w Katowicach nie brakowało, prześledźmy kolejne walki, zaczynając od turnieju do 95 kilogramów. Plus: Jan Błachowicz Wrócił w wielkim stylu po przerwie spowodowanej kontuzją i pewnie pokonał Julio Brutusa i Wojciecha Orłowskiego w drodze do finału, który zostanie rozegrany na KSW 14. Słowa uznania należą się także pokonanemu w półfinale Orłowskiemu i Łukaszowi Skibskiemu za przegraną, ale odważną i efektowną walkę z Attilą Veghiem w 1/4 finału. Minus: Daniel Tabera Drugi finalista turnieju. Minus oczywiście nie za awans, bo trudno nie doceniać klasy Hiszpana, ale za wrażenie artystyczne. W premierowej walce wieczoru z Grigorem Aschugbabjanem próbował chyba uśpić publikę, co ta skwitowała ogłuszającymi gwizdami. Teraz pora na dwie walki o pas, finał turnieju do 105 kilogramów z poprzedniej gali i walkę o pas mistrza KSW w wadze średniej. Te dwie konfrontacje wywarły na mnie najlepsze wrażenie w piątkowy wieczór, także tu będą same plusy. Plus: Krzysztof Kułak Wybaczcie, ale w kwestii motoryzacji, a zwłaszcza militarnej, trudno o większego laika ode mnie, dlatego nie mam pojęcia czym Krzysiek wjechał na halę (wóz opancerzony?), ale zaliczył najbardziej efektowny wstęp wieczoru. A także występ. Kułak rzucił się na Vitora Nobregę i nie pozwolił mu na liczne zejścia do parteru, co jest specjalnością Brazylijczyka. Pogromca m.in. Aslambeka Saidova (walczyli o pas podczas KSW 12) nie znalazł sposobu na żywiołowo, ale i rozważnie walczącego reprezentanta gospodarzy i mistrzowski tytuł został w Polsce. Plus dla Krzysztofa również za energię. Gdyby każdy zawodnik wniósł wczoraj podobny ładunek na ring, to Spodek odleciałby w kosmos. Plus: David Olivia Na pierwszy rzut oka to sympatyczny facet, z lekkim brzuszkiem, z którym chętnie urządziłoby się grilla. Poza ringiem pewnie tak by było, ale w nim David zmienia się w wojownika, który nie tylko nikogo się nie boi, ale swoimi zapaśniczymi technikami może zneutralizować każdego. Konstantin Gluhov to piekielnie silny zawodnik i specjalista od K1. Parokrotnie bardzo mocno trafił Amerykanina, ale ku zdziwieniu Łotysza, ten specjalnie się nie przejął i zgarnął tytuł mistrza KSW. Teraz obrał kurs na Mariusza Pudzianowskiego. To byłby kawał walki! Na koniec zostały nam walki wieczoru, czyli starcia "Pudziana" z Yusuke Kawaguchim i Mameda Khalidova z Ryutą Sakuraiem. Na początek muszę uderzyć się w pierś: nie wierzyłem w siłę i klasę Japończyków, a ci pokazali w ringu, że włodarze KSW nie poszli na łatwiznę zapraszając ich do Polski. Plus: Postawa Japończyków Kiedy "Pudzian" wszedł na ring Kawaguchi zrobił taką minę, jakby chciał w rytm przeboju "Elektrycznych Gitar" zapytać "co ja robię tu?". Wyraz twarzy Japończyka pokazano na telebimie, co publika zgotowała przyjaznym śmiechem. Z każdą kolejną minutą zacierały się jednak różnice w sile fizycznej, i kto wie, czy Kawaguchi nie zostałby pierwszym pogromcą Mariusza, gdyby walka trwała nie dwie, a trzy rundy. Na ogromne słowa uznania zapracował również Sakurai, który zremisował z Khalidovem. Plus nie tylko za ambitną postawę, ale i za fair play. Mamed dwukrotnie przypadkowo uderzył Japończyka poniżej pasa, ale ten nie pajacował w stylu włoskiego piłkarza, tylko udowodnił, że przyjechał do Polski, żeby się bić i wygrać. Nie można też nie docenić postawy Khalidova. Jego walki można śmiało nagrywać i pokazywać młodym adeptom sportów walki. Wczoraj błysnął techniką, m.in. parokrotnie z kocią zwinnością przeszedł do duszenia w parterze, ale Sakurai jeden wie, jak wyszedł z opresji. A minusy? Już pisałem o Mariuszu. Cieszę się, że wygrał, ale ogrom pracy czeka jeszcze naszego strongmana, żeby z roli celebryty i ciekawostki MMA zamienił się w zawodnika ścisłej czołówki wagi ciężkiej. Niemniej jednak kibicuje mu, żeby znalazł szlak na szczyt. <a href="http://dariuszjaron.blog.interia.pl/?id=1888239">Dyskutuj z Darkiem Jaroniem na jego blogu</a>