Nieco wcześniej na kort spojrzały po raz ostatni Klaudia Jans i Alicja Rosolska. Zarówno tenisistki, jak i trener Robert Piotr Radwański - nie tak wyobrażali sobie te igrzyska. - Igrzyska, to jakby piąty szlem, ale nie tak sobie je wyobrażałem. I to zarówno od strony występu naszych zawodniczek, jak i od globalnego spojrzenia na całą imprezę - powiedział Radwański. Największe nadzieje miłośnicy "białego sportu", i nie tylko, wiązali z urodzoną w Krakowie, 19-letnią Isią, pierwszą polską tenisistką, która weszła do dziesiątki w rankingu WTA. Ona sama także nie ukrywała swego marzenia i celu, z jakim tu przyjechała. Chciała walczyć o medal. - Nie ma co długo debatować teraz nad przyczynami niepowodzenia, bo złożyło się na to wiele czynników. Generalnie Agnieszka w meczu z Włoszką, starszą od niej o 10 lat Schiavone, zagrała słabo. Nie miała instrumentów potrzebnych do zwycięstwa; nie trafiała z serwisem, źle wychodziły jej woleje, z tyłu kortu też było niedobrze. Poza tym, niebawem po przylocie mówiłem - także PAP, że córka źle znosi aklimatyzację. Już na początku dwie noce miała z głowy - jedną w samolocie, a drugiej nie przespała jak należy. Jak zaczęła trenować, to słaniała się na korcie, a nawet zemdlała - przypomniał ojciec, który jest dość surowy w ocenie. Od dawna powtarza, że kobiety zmienne są, i nawet jemu trudno "rozgryźć" obie córki. - Dziewczyny jednego dnia grają dobrze, a następnego słabo. Dlaczego? Ani ja, ani one same, nie wiedzą". Czy to, że mecz z Włoszką wyznaczono na rano, a poprzedniego dnia krakowianka walczyła w pierwszej rundzie wieczorem, miało znaczenie? Jakieś tam miało, ale bez przesady. Agnieszka jest młodą dziewczyną i powinna sobie z tym poradzić - uważa ojciec i trener. Nie sądzi też, że specyficzny pekiński klimat i smog miały istotny wpływ na formę. - Na pewno w takich warunkach córka nie bywa często, ale w tym roku w Tajlandii, w Patai, były jeszcze gorsze niż tu, prawie ekstremalne, a jednak nie przeszkodziły jej w wygraniu turnieju. Zgadzam się jednak z opiniami innych, że olimpijskie zawody, w jakiejkolwiek dyscyplinie, różnią się diametralnie od wszystkich pozostałych. Tenis jest wyjątkiem, bo jak nigdzie indziej, tylko w igrzyskach można grać w ... narodowym stroju. - No tak, to prawda. Ani w turniejach WTA czy ATP, zawodniczka czy zawodnik nie może występować na korcie w koszulce z napisem na przykład Poland. Dla mnie to dziwne, ale cóż... To są prywatne organizacje, mają swoje regulaminy, dyktują swoje warunki, i trzeba je akceptować, jeśli chce się brać udział w imprezach pod ich szyldem. I nie dotyczy to tylko strojów, bo tych punktów co można a czego nie wolno, nakazów, zakazów, obowiązków, jest masa. To wielka książka - wyjaśnił Radwański. Czy można zatem założyć konkurencyjną firmę, np. ITO (International Tennis Organizations)? - Ależ można - odpowiada trener i menedżer w jednej osobie. - Trzeba mieć tylko na przebicie WTA czy ATP odpowiednią kasę. Czasami powiada się, że pieniądze to nie wszystko, ale w tym przypadku - wszystko. Kupujemy najlepszych tenisistów, zakładamy tenisową telewizję albo wchodzimy w układ z działającymi już na rynku stacjami i ... jedziemy z tym cyrkiem po świecie. Przyjemnie jest czasami pomarzyć... - No tak, ale do rzeczy, bo trzeba się pakować i ruszać za Wielką Wodę na US Open. Kończąc temat, od którego zaczęliśmy rozmowę, na pewno nie tak wyobrażałem sobie debiut olimpijski, ten fizyczny, bo duszą jestem na igrzyskach od czterdziestu lat - od Meksyku. Potem oglądałem w telewizji i przeżywałem starty Polaków we wszystkich kolejnych - w Monachium, Montrealu, Moskwie, Seulu, Barcelonie, Atlancie, Sydney i Atenach - powiedział Radwański. Pytany o wrażenia i odczucia z pekińskich igrzysk przyznał, że trochę inaczej je sobie wyobrażał. - Gigantyczna to impreza, wszystko jest monstrualne, nawet i stołówka na parę tysięcy osób. A wioska? Tylko z nazwy, to normalne miasto. Bloki, niektóre nawet dość wysokie, ulice, sygnalizacje świetle na skrzyżowaniach, parki, kwiaty, zieleń, sklepy. Tysiące sportowców, trenerów, oficjeli, dziennikarzy, wolontariuszy ... Aby to wszystko opanować, naprawdę niektórzy muszą mieć komputerki w głowach. Na początku był potworny bałagan, ale jak widzę, Chińczycy jakoś sobie dają radę. Ma pan powody do narzekania? - Nie mamy w pokojach telewizorów - odparł Radwański, dodając z uśmiechem na twarzy: Przesadzam oczywiście, ale gdyby był, na pewno ja - nie wiem jak córka - oglądałbym relacje z olimpijskich obiektów. U nas w domu telewizor chodzi na okrągło, nastawiony jest przeważnie na kanały sportowe. Jak jest cisza, to znaczy, że oglądamy tenis. Czasami tylko wymieniamy jakieś uwagi. Sport w domu, poza domem, czy rozmawia pan także o sporcie z córkami? - Owszem - przyznał ojciec, ale ... Poza kortem nie mówimy o tenisie. Natomiast przy zupie o wszystkim innym, z wyjątkiem także piłki nożnej. Bo jak próbujemy ruszyć tematykę tej dyscypliny, to nie udaje się nam wyjść poza zagadnienia związane z korupcją. A chciałbym rozmawiać o piłce, przeżywać wydarzenia takie jak związane z drużyną Kazimierza Górskiego. Wiem, że nie doczekam już takich czasów. To se ne vrati. Janusz Kalinowski